Folkowisko, czyli festiwal kultury pogranicza i świętego spokoju
Subiektywna relacja peronowego wysłannika z Festiwalu Kultury Pogranicza Folkowisko 2013. Wojtek trafił tam już drugi rok z kolei i tym razem włączył się twórczo, opowiadając o egzotycznej Białorusi. Uważajcie, bo i Wam może się to przydarzyć.
Jest niedziela 14 lipca, ostatni dzień Folkowiska. Jurij Herasymczuk daje pokaz kuchni z pogranicza wielkich mocarstw: zupa z Prus Królewskich, cesarsko-królewskie drugie danie i deser ze Związku Radosnego. Klepie się po brzuchu ręką lewą, w prawej trzyma papierosa, opowiada jak w drodze na Folkowisko rozgrzewał lewą część podpłucną (zwaną również wątrobą) i czeka, aż w końcu przyniosą mu kociołek do zawieszenia nad ogniskiem. Gdy skomentuje i przygotuje już wszystko, okaże się, że czas na występ już się skończył, Kuba Blokesz już czeka na swój koncert, a jedzenie jeszcze „dochodzi” (i dochodzić będzie przez kolejne pół godziny).
To nic, na scenę wpada Wero (dziewczyna ze wsi, choć już nie ma w domu krowy) i zaczyna opowiadać niestworzone historyje o wujku, co to mieszka dwa domy dalej, i o jego sprośnych kawałach (podając przykłady takowych). O chłopach sikających na krzaki porzeczek, które od tego wielce dorodnieją. I o przyjezdnej miastowej ciotce, która radośnie te porzeczki jadła oraz o jej reakcji na wiadomość o powodach niezwykłej bujności krzewu. Potem na scenę wchodzi dziadek Olek i przytacza nieśmiertelne historie o koledze z dzieciństwa Dyźku, co to łeb do bańki na śmietanę włożył i wyjąć nie mógł. A potem znów Wero improwizuje mały recital pieśni bałkańskich.
W tak zwanym międzyczasie jedzenie dochodzi i można już rozdawać je w porcjach głodnej, ale w żadnym razie nie zniecierpliwionej gawiedzi. Wszystkim smakuje i nikt nie narzeka, że deser się przypalił, a mamałygi tyle, co kot napłakał. Zabawa była przednia. A gdy już wszyscy dojedzą, Kuba Blokesz zacznie swój koncert, przeniesie zebranych do Lwowa i zaczaruje plastycznymi, reportażowymi wręcz wierszami Andruchowycza.
I to jest właśnie Folkowisko. Przede wszystkim: niespieszne i błogo. Jesteśmy pośrodku roztoczańskiego lasu, pod ukraińską granicą. Przez trzy dni pada deszcz, ale nikomu zdaje się to nie przeszkadzać.
Ten sam deszcz zmywa jednak wiszący tu i tam program festiwalu, więc kolejne wydarzenia ogłaszane są ze sceny. Zwykle tym wydarzeniem jest jakaś obsuwa, więc czekamy, jemy, pijemy, rozmawiamy, patrzymy w ogniska, które płoną tu i tam na terenie folkowiskowym. Nie trzeba się przecież nigdzie spieszyć, nie ma stu innych wydarzeń dziejących się równolegle. W końcu na scenę wejdzie Maciek i ogłosi przejście z małej sceny na dużą lub odwrotnie. I pójdziemy, razem. I w ten oto banalny sposób wytwarza się jakaś wspólnotowość, którą szybko zaczyna wyczuwać się w powietrzu. Po lewej stronie od dużej sceny zapach wspólnotowości miesza się z wonią grillowanej karkówki.
Na jednej scenie wystąpił tandetny, weselny zespół Salsa z okolic Cieszanowa, oraz metropolitalna R.U.T.A., z Robalem z Dezertera w składzie. Takie rzeczy możliwe są tylko na Folkowisku. Do tego niezastąpiony Jacek Kleyff i Słoma – dwaj starzy magowie sceny, czarujący publiczność swoją filozofią śpiewaną. Był też Andrzej Stasiuk, mruczący niemal do mikrofonu swoim niskim głosem, gdy opowiadał o kirgiskich górach w kształcie nóg słonia. I co jakiś czas dumał nad techniką przełączania slajdów, jednocześnie utrzymując publiczność w stanie hipnozy. Były dyskusje i świetne ciasta. Historia bruśnieńskich krzyży i smażone kurki. Warsztaty haftu i nalewka malinowa. Hektolitry deszczu i tony świętego spokoju. A nad ranem piękna studentka ze Lwowa czytała wiersze, uśmiechając się przy tym jak dziecko. Tak naturalnie i swobodnie, jak to tylko możliwe.
Dobry czas z chamami i babami. Galicyjskim chłopstwem wyzwolonym od pańszczyzny w 1848 roku. Bo w tym roku tematem przewodnim była kultura chłopska, wszak wszysceśmy z chłopstwa (hej). A jak zapowiedzieli organizatorzy – na przyszły rok w ramach logicznej kontynuacji będzie kultura babska. To do zobaczenia w Gorajcu, pięknym końcu świata! No bo myślę, że za rok w lipcu odtańczysz z nami Czytelniku tradycyjnego już poloneza na zakończenie Folkowiska?
Komentarze: Bądź pierwsza/y