Ile czerpiemy ze świata, ile możemy oddać?
Kilka lat temu Robert Robb Maciąg wkręcił nam, że warto robić coś dla dzieciaków z małej tybetańskiej wioski w Nepalu. Była więc loteria na Stacji Bieszczady, akcja z lamą i laleczkami kokeshi i przeznaczenie części dochodu ze sprzedaży naszej książki Poza utartym szlakiem – niewiele, lecz wystarczyło by wesprzeć ich naukę przez kilka miesięcy. W tym roku mamy wyjątkowe podwody, by znów pisać o Jharkot.
Krótki wstęp dla tych, którzy nie znają Szkół na Końcu Świata: To niewielka organizacja, która od czterech lat funduje stypendia dla młodych Tybetańczyków pochodzących z himalajskich wiosek Górnego i Dolnego Mustangu w Nepalu. By zdobyć podstawowe wykształcenie przyjeżdżają (czy raczej przychodzą) do Jharkot, gdzie pod okiem Mohana uczą się i mieszkają w przyklasztornej szkole. Dalsza nauka nie jest oczywista: Tybetańczycy nie mają dostępu do darmowej oświaty, zresztą szkół tybetańskich jest jedynie kilka, w stolicy Nepalu oraz Indiach. Do tej pory dzięki udało się umożliwić dalszą naukę już dziewięciu dzieciakom: zdobywają zawody, które nie tylko są osadzone w ich kulturze, ale też dadzą im realną szansę na lepsze życie.
Po pierwsze – udało nam się spotkać
Kiedy w listopadzie w końcu ich poznałam okazało się, że nie są to już dzieciaki, ale ogarnięci i bardzo fajni młodzi ludzie, którym się chce. Wraz z Andrzejem (jedną z głów fundacji), który „odkrył” Jharkot podczas swojej podróży, spotkaliśmy się ze stypendystami uczącymi się w Katmandu w szkole thanek oraz w szkole tradycyjnej medycyny tybetańskiej. Po cichu zazdrościłam Andrzejowi tego jak bardzo cieszyli się na jego widok – widać było, że wciąż trwa więź zbudowana kilka lat wcześniej podczas wspólnego kopania piłki i wycieczek po górach.
Sonam Wangdu i Ngawang Tsering pokazali nam jak wyglądają poszczególne stopnie wtajemniczenia malarza thanek. Szkolenie podstawowe trwa aż sześć lat! Sonam jest na czwartym roku i trzeba przyznać, że niektóre z jego prac przebijają to co możecie znaleźć w sklepikach na Thamelu w Katmandu.
Lhamu Tsering, Karma Choesang, Sonam Tsering i Ngawang Thupten kształcą się z kolei w Instytucie Medycyny Tybetańskiej w Katmandu. Lhamu ma szansę zostać pierwszą w nepalskim Mustangu lekarką. Pochodzi z wioski niedaleko przełęczy Thorong La – może ktoś z Was tamtędy przechodził?
Wpadliśmy też w odwiedziny do Tseringa i Ngawanga uczących się w gimnazjum w obozie uchodźców tybetańskich niedaleko Pokhary. Nauczyciele nie mogli się nachwalić, że obydwaj brylują jako prymusi. Tutaj to duży powód do dumy, bo edukacja nie jest ani oczywista, ani bezproblemowa. To czym mnie ujęli to łobuzerstwo i braterskość wobec siebie.
Finalnie, wypuściliśmy się też z Andrzejem w motocyklową eskapadę przez Himalaje by zawitać w Jharkot. Odkąd Peron4 zaczął pisać o tamtejsze szkole, w pewien sposób to miejsce mnie wołało. Nie udało nam się wprawdzie spotkać najmłodszych dzieciaków, które uczą się obecnie w przyklasztornej szkole – trwała przerwa w nauce przedłużona kryzysem paliwowym w Nepalu, byli więc w swoich domach rodzinnych. Spotkaliśmy się za to z rodzinami niektórych ze stypendystów. Mogłam też w końcu poznać krainę, o której nikt za bardzo nie potrafił opowiedzieć, dlaczego jest taka magiczna. Rozmowa zawsze kończyła się tak samo: Pojedziesz, zobaczysz.
Rzeczywiście trudno oddać słowami to co ujmuje w Jharkot. Cały Mustang jest miejscem, gdzie czasoprzestrzeń zagina się bardzo pozytywnie. Nawet kilka dni wyrywa z utartego schematu bycia, znaczeń przymiotników, siły uśmiechów. Krajobrazy są kosmiczne, a ludzie niesamowici. Bez znaczenia ile się czytało czy widziało zdjęć i filmów, nie da się ominąć zaskoczenia tym, że takie miejsca są i jakie są. Stracić je byłoby beznadziejnie. Bo wtedy nie pojedziecie i nie zobaczycie.
Dlatego tym bardziej trzymamy kciuki by kolejne pokolenie dzieciaków z nepalskiego Mustangu miało taką szansę jaką miała zapewne większość z Was – szkołę. By mogły one wrócić do swoich wiosek i podtrzymywać tradycje tego miejsca, jednocześnie budując dla niego dobrą przyszłość. Bo niechybnie straci ono swoją magię jeśli wszyscy stąd wyjadą za chlebem, gompy zostaną zamienione w muzea, a wioski w guesthousy.
Po drugie – ten pierwszy raz jest szczególnie ważny
Po raz pierwszy jest możliwość, by ufundować stypendia łatwo, prosto i bez inwestycji Waszych własnych funduszy. Jak? Obejrzyjcie filmik. I podzielcie się nim ze znajomymi – ten pierwszy raz jest dla fundacji bardzo ważny!
Komentarze: Bądź pierwsza/y