Wszystko jedno czy je kochacie, czy nie znosicie – miasta na drodze ominąć raczej trudno. Można za to spojrzeć na nie inaczej. Czas na miejskie eksploracje.

Ja na przykład lubię podglądać jak „żyje” miasto – bynajmniej nie od strony kulturalnej, a urbanistycznej i społecznej. Pomijając cały wstęp o wpływie miejskiej przestrzeni na ludzi (sięgnijcie po Ukryty wymiar Hall’a na początek), nietrudno zauważyć, że te dwa elementy silnie na siebie wpływają.  Zatem wzajemnie mogą o sobie opowiedzieć.

Z tychże powodów, a przede wszystkim ponieważ zwyczajnie mnie to pociąga, zaglądam tam, gdzie przechodzień zwykle się nie garnie. Zbaczając z prosto wytyczonej ulicy włażę w bramy i podwórce; zaglądam w dziury w płocie; wspinam się, by zajrzeć za mur. Fascynują mnie wszelkie schody (naprawdę nie wiem czemu), a każde miasto najchętniej oglądałabym z dachów. Tak wygląda zwyczajny spacer.

A można jeszcze więcej: tunele, kanały, katakumby… Amatorów takiego „zwiedzania” jest całkiem sporo, a zjawisko nazywane eksploracją miejską (ang. urban exploration, często skracane do urbex). Najczęściej skupia się na terenach opuszczonych, ale ogółem chodzi w niej o odkrycie normalnie nie oglądanych części miasta.

Nieczynne fabryki, zniszczone magazyny, nieczynne szkoły, szpitale, silosy… kopalnia wiedzy o mieście i raj dla fotografów. Niektóre są strzeżone, brak tam rozbitych szyb i zdradza je tylko cisza. Większość jest regularnie odwiedzana przez wandali, graficiarzy albo zamieniona w speluny czy zajęta przez bezdomnych. Te, które opuszczono pozostawiając wyposażenie, jak szkołę plastyczną w Poznaniu albo budynki w Prypeci, nie pozwalają zapomnieć, że tu działa się ludzka historia. Inne, niedokończone, stoją jak znaki czasu, znaki zapytania.

Nie ma co dużo mówić, bo albo kogoś to rajcuje, albo nie. Trzeba mieć żyłkę poszukiwacza: najpierw namierzyć obiekt, dogrzebać się do informacji, potem zlokalizować, odnaleźć, zbadać dostępność i w końcu eksplorować. Amatorzy opuszczonych miejsc często prowadzą strony z dokumentacją swoich odkryć, ale porad jak tam trafić i wejść zazwyczaj skąpią.

Urbex to nie tylko nieużywane już obiekty, to także miejsca niedostępne lub trudno dostępne. Zamknięte dla przechodnia budynki, maszynownie, szyby wind, dachy czy nieużywane piętra budynków – w zależności od zainteresowań i zamiłowania do ryzyka, jest w czym wybierać.

Są jeszcze opuszczone, ale zamieszkane: squaty. Być może wbrew pozorom, ale bywają to sympatyczne miejsca. Najlepszym przykładem niech będzie Metelkova w Lublanie, która jest kolorowym i zadbanym ośrodkiem kultury alternatywnej.

Zazwyczaj nie trzeba sięgać po ekstrema, wystarczy trochę uwagi i wysiłku na co dzień. Jak eksploracja miejska to miejska, wszędzie. Trzeba tylko patrzeć, pytać, szukać.

Pływalnia miejska w nieciekawym, ale nietypowym starym budynku w Poznaniu okazuje się byłą synagogą. Wejście na dach luksusowego hotelu (tak, w trampkach i tak po prostu:), gdzie znajduje się kawiarnia pełna zwykle zacnych gości, owocuje świetną panoramą miasta.  Ruina ogromnego gmachu w centrum miasta? Coś musiało się wydarzyć, więc czas na lekcję historii w Belgradzie czy Bejrucie. Bramy przy reprezentacyjnym  deptaku w europejskiej stolicy – połowa zwykle skrywa klimatyczne odrapane podwórka i przejścia. Tam właśnie szukajcie najlepszej lokalnej przekąski na lunch.

Może nie jest to klasyczne piękno architektury, ale warto zwrócić uwagę, by dowiedzieć się czegoś więcej. Te budynki w centrum Belgradu przypominają o bombardowaniach sprzed dziesięciu lat. (Fot. Jagoda Pietrzak)

Może nie jest to klasyczne piękno architektury, ale warto zwrócić uwagę, by dowiedzieć się czegoś więcej. Te budynki w centrum Belgradu przypominają o bombardowaniach sprzed dziesięciu lat. (Fot. Jagoda Pietrzak)

Dość oczywistym miejscem są pozostałości fortyfikacji: opowiedzą o historii, a ich stan o nastawieniu do nich urzędu miasta i mieszkańców. Wbrew pozorom takie miejsca bardzo się od siebie różnią. Tak samo jak tereny akademickie – to jest dopiero wizytówka miasta. Stare, nowe, używane, nieużywane budynki uniwersytetów i domów studenckich. Warto się pokręcić, a najlepiej popytać, aby usłyszeć o tradycjach, zwyczajach i ciekawych rozwiązaniach w funkcjonowaniu. Kampus w holenderskim Eindhoven, a uniwerek w Coimbrze w Portugalii to dwa różne światy.

Jeszcze jeden patent mam, dość osobliwy może: toalety. Kiedyś pewien wspaniały architekt stwierdził, że po nich poznać ile naprawdę wart jest budynek. Rzeczywiście, pole do eksploracji nieskończone i zawsze zaskakujące. Do tej pory najbardziej inspirujące były toalety w Pałacu Sztuk w Budapeszcie oraz wychodek przy pustelni świętego Sawy w Serbii. Może kiedyś galerię stworzę, a póki co – gorąco polecam własne eksploracje.

Jagoda Pietrzak

Lubi ciekawe historie i zmieniający się krajobraz. Od pewnego czasu próbuje wrócić z Bliskiego Wschodu. Robi mapy i Peron4.

Komentarze: Bądź pierwsza/y