Napar z liści i łodyg ostrokrzewu paragwajskiego zwany jest Yerba Mate. (fot. P. Piwowar)

Napar z liści i łodyg ostrokrzewu paragwajskiego zwany jest yerba mate. (Fot. Justyna Piwowar)

Yerba? Że co? Aaa, taka herbatka, tak? A właśnie – nie herbatka. Yerba mate zwykło się w naszym kraju nazywać tak, jak prawie wszystko, co zalewa się gorącą wodą i wypija. Tak naprawdę herbatą powinno określać się tylko napar przyrządzony z krzewu herbacianego Camelia sinensis, reszta to po prostu napary ziołowe i owocowe. Yerba mate stanowi chyba jednak odrębną kategorię, tak jak kawa. Tylko co to właściwie jest?

Yerba mate to zwyczajowa nazwa ostrokrzewu paragwajskiego (Ilex paraguariensis), a także naparu przyrządzanego z jego liści i łodyg. Nazwę łacińską nadał Augustus Saint-Hillaire, który jako pierwszy opisał tę roślinę.

Mate jest wiecznie zielonym drzewem, osiąga w stanie dzikim do 15 metrów, uprawiana jest zaś powszechnie na terenie Argentyny, Paragwaju, Brazylii oraz Urugwaju. Dziś picie yerba mate jest coraz bardziej popularne, staje się wręcz kulturowym fenomenem na całym świecie.

Pierwsi byli Indianie

Indianie ze szczepów Guarani i Quechua znali yerba mate na długo przed przybyciem do Południowej Ameryki hiszpańskich kolonizatorów. Żucie liści ostrokrzewu pobudzało, utrzymywało bystrość umysłu i hamowało głód. Dla Indian było to szczególnie istotne podczas długich wędrówek przez dżunglę, na przykład w poszukiwaniu jedzenia. Poza tym indiańscy szamani wykorzystywali ziele ostrokrzewu do leczenia wszelakich chorób.

Picie Yerba Mate w Ameryce Południowej ma wielowiekową tradycję i jest nieodłącznym elementem codziennego życia. (fot. K. Kowalski)

Picie Yerba Mate w Ameryce Południowej ma wielowiekową tradycję i jest nieodłącznym elementem codziennego życia. (Fot. Krzysztof Kowalski)

Kiedy w końcu zaczęto sporządzać w tykwach napar z suszu yerba mate, stał się on towarzyszem dnia codziennego, a w końcu, ze względu na specyficzny rytuał spożywania w kręgu z jednego naczynka, został nowym odpowiednikiem „fajki pokoju”.

Z początku pito napar, odsączając płyn od liści przez zęby, a trzeba wiedzieć, że pływa w nim sporo „paprochów”… Jako że było to z pewnością niewygodne, ktoś (na pewno baaardzo mądry Indianin) wpadł na pomysł i stworzył pierwszą bombillę – rurkę do filtrowania naparu mate, z podziurawionego na końcu kawałka bambusa.

A potem przyszli Hiszpanie

Było to na początku XVI wieku, kiedy Hiszpanie zetknęli się z Guarani. Kolonizatorzy szybko przejęli zwyczaj picia osobliwego napoju, który nazwali yerba mate. Nazwa ta pochodzi od słów: hierbas, oznaczającego zioła, oraz mati w języku Indian Quechua oznaczającego naczynie ze zdrewniałego owocu tykwy (Lagenaria vulgaris) służące do spożywania wywaru z ostrokrzewu.

Hiszpanie docenili przede wszystkim odżywcze i pobudzające właściwości naparu. Zauważyli też, że pity podczas długotrwałych, morskich podróży przeciwdziała szkorbutowi i podnosi odporność. Dziś wiemy, że to dzięki zawartości witamin i minerałów, szczególnie zaś witaminy C i magnezu.

A potem przyszli Jezuici

Pierwsze zakony jezuickie powstały pod koniec XVI wieku. Z początku niechętni zwyczajowi picia yerba mate, Jezuici wiązali go ze złymi mocami, wnosili nawet sprawy do Trybunału Świętej Inkwizycji przeciwko spożywającym napar. W końcu jednak przekonali się do yerby i jako pierwsi zaczęli uprawiać roślinę.

Zakonnicy dostarczali do Europy pierwszych rzetelnych informacji o mate, organizowali też pierwszy eksport suszu na Stary Kontynent. I tak yerba mate stawała się coraz bardziej znana, rozwijały się jej uprawy, rósł eksport.

Prawdziwy boom na yerbę zaczął się jednak dopiero kilkadziesiąt lat temu, gdy badania naukowe wykazały niebagatelną zawartość przeciwutleniaczy w naparze.

Yerba Mate, naczynko, bombille... i możemy zaczynać ! (fot. P. Piwowar)

Yerba mate, naczynko, bombille... i możemy zaczynać ! (Fot. Justyna Piwowar)

A potem przyszedł do mnie kolega…

…i powiedział: „Ej, mam coś fajnego, trzeba spróbować, pobudza lepiej niż kawa”. To było może 6 – 7 lat temu, kiedy informacji na temat yerby było 1% z tego co dziś można znaleźć w samym internecie.

Przyznam, że pierwsze doznania z yerba mate były straszliwe. Może dlatego, że użyliśmy całych 100 gram zamiast 30-50-ciu. Może dlatego, że naszą bombillą była rurką z długopisu. Może dlatego, że filtrem była podziurawiona zatyczka od tegoż pisadła. Na pewno też. Jednak trzeba przyznać, że przyzwyczajone do słodkiego kubki smakowe ciężko zniosły charakterystyczną dla mate gorycz. Pomimo tego jednak coś skłaniało nas do kolejnego łyka tego „zielonego błotka”. Organizm poczuł zbawienne działanie yerby i, z biegiem czasu, wymusił zastąpienie kawy naparem z Ilex paraguariensis. Z korzyścią dla mnie:).

W przeciwieństwie do kawy, mate nie wypłukuje magnezu, a wręcz dostarcza go organizmowi w sporych ilościach, nie powoduje też skoków ciśnienia.

A teraz może Ty?

Dziś bardzo łatwo kupić yerba mate i wszystko, co potrzebne do jej przyrządzenia. Istnieje wiele sklepów internetowych dostarczających wszystkiego co niezbędne, można się też na yerbę natknąć w herbaciarniach. A nawet w Carrefourze oferowane są gotowe zestawy.

Nietrudno stwierdzić, że mate w Polsce ma się coraz lepiej, choć ludzie wciąż wiedzą o niej mało. Dlatego w kolejnych odcinkach opowiem Wam yerbie trochę więcej. Właśnie rozpoczęliśmy cykl artykułów o yerba mate i wszystkim co z nią związane.

Więcej tekstów o ziółkach z Ameryki Południowej: YERBA MATE

Paweł Piwowar

Magister inżynier do spraw yerba mate, z zamiłowania capoeirista, a po godzinach bębniarz. Wszystko czego pragną siorbacze dostarcza na dobreziele.pl.

Komentarze: Bądź pierwsza/y