USS Lexington – czterdzieści dwa tysiące ton demokracji
Dziś będzie, co nieco o amerykańskiej demokracji, dokładnie tej, która obecnie stacjonuje w Corpus Christi w stanie Texas. A czym ona się różni od innych demokracji na świecie? A tym, że waży czterdzieści dwa tysiące ton, unosi się na wodzie, jest długa na dwieście osiemdziesiąt metrów, może zmieścić czternaście boisk do koszykówki i można na niej rozegrać mecze footballu amerykańskiego na trzech różnych boiskach w tym samym czasie.
Panie i Panowie, drodzy Czytelnicy, przedstawiam Wam prawdziwe amerykańskie, jedyne na świecie, muzeum na lotniskowcu USS Lexington (CV-16) (PS. Nie licząc jeszcze tego w Nowym Yorku ;)). Oto lotniskowiec, którego budowę rozpoczęto w 1941 roku, podczas II Wojny Światowej, a zwodowano go dwa lata później. Podczas wojny służyło na nim ponad trzy tysiące osób, a po niej – około półtora tysiąca. W 1967 r. na jego pokładzie otwarte zostało liceum – myślę, że z ucieczką na wagary dzieciom musiało być tam ciężko.
Jest to też pierwszy lotniskowiec na świecie, który w 1980 roku, przyjął na swój pokład kobiety do odbycia służby wojskowej. Faktem historycznym jest również, że USS Lexington podczas swojej służby w trakcie II Wojny Światowej brał udział w każdej większej wojskowej operacji na Pacyfiku, spędzając łącznie na morzu aż dwadzieścia jeden miesięcy. W tym czasie samoloty z lotniskowca zestrzeliły trzysta siedemdziesiąt dwa samoloty nieprzyjaciela w powietrzu oraz czterysta siedemdziesiąt pięć na powierzchni. Lotniskowiec zatopił i zniszczył trzysta tysięcy ton ładunków podczas transportu okrętów nieprzyjaciela i uszkodził dodatkowe sześćset tysięcy ton (tutaj mógłbym nawet stwierdzić, że wraz ze statkami, ale nie mogę nigdzie doszukać wiarygodnych informacji). Zestrzelił jeszcze parę samolotów nieprzyjaciela, ale kto by to liczył.
Japońska propaganda głosiła w eterze, nie mniej niż cztery razy, że Lexington został zatopiony, lecz za każdym razem pojawiał się na polu walki, i został ochrzczony przez swojego wroga przydomkiem „Niebieski Duch”. Można to sobie zobaczyć wieczorem, po zachodzie słońca. Statek przechodzi w piękną iluminację i przez całą noc przy wybrzeżu świeci się na niebiesko. Koniec jego kariery wojskowej nastąpił po czterdziestu latach, co czyni go lotniskowcem, który pełnił służbę najdłużej w amerykańskiej armii.
W latach 90. USS Lexington został uznany za skarb narodowy USA. Władze Corpus Christi wydały wówczas trzy miliony dolarów, aby zmienić wielki pływający lotniskowiec, w wielkie pływające muzeum z kinem 3D w środku.
Ja korzystając z wolnego weekendu przypadkiem udałem się do Corpus Christi, oczywiście wiedziałem, iż jakiś statek tam jest tylko nie wiedziałem, że spędzę tam cały dzień i skończy mi się karta pamięci na zdjęcia. Jeśli kiedyś tam będziecie, to mapy nie potrzeba, lotniskowiec jest widoczny z daleka na horyzoncie.
Wjazd dla starych koni jak ja, kosztuje 13 dolarów . Po wejściu, jesteśmy w hangarze podzielonym na sektory. Mamy w nim przeróżnego rodzaju kokpity samolotów, w których można się rozsiąść. Przy kinie znajduje się symulator lotu, który kosztuje 4 dolary i plotka niesie, że jest rewelacyjny. Mamy też toalety, które nie były modernizowane od 1943 roku, oraz wielką amerykańską flagę, przy której możemy stanąć i zrobić sobie zdjęcie niczym Barrack Obama podczas spotów reklamujących swoją kandydaturę na prezydenta (Yes we Can).
Polecamy >> Szlakiem parków narodowych przez Stany Zjednoczone
Z hangaru idziemy się przejść na działka przeciwlotnicze, którymi możemy pokręcić i zasiąść jak marynarze w latach 40. Na samym pokładzie czeka nas prawdziwa uczta, stoi tam mnóstwo odrzutowców, ale nie tak dużo jak kiedyś ponieważ parę kupili Polacy. A więc mamy tu myśliwce z Top-Gun, Apacha z Rambo II , wszystko ładnie zakonserwowane i pomalowane, dumnie reprezentujące potęgę militarną USA. Do woli można macać każdy z eksponatów, zaglądać do dysz myśliwców ale już bez silników. Jak któryś jest otwarty to można się rozgościć – wszystko to przy pięknej pogodzie oraz otaczającej nas błękitnej wodzie.
Następnym celem programu jest mostek, na który udajemy się przez gabinet dentystyczny, lekarski, toalety, historyczne eksponaty z wojny z Japonią, „hej, ja znam tę bombę , rzucił ją Ben Affleck w filmie Pearl Harbor” – mowa o replice Tokyo Buster.
W końcu docieramy na mostek kapitana, gdzie możemy rozsiąść się wygodnie, pokręcić różnymi korbami, poudawać przez okno, że coś wypatrujemy i tam płyniemy. Opuszczając mostek zjeżdżamy ruchomymi schodami, niczym w centrum handlowym do hangaru, gdzie możemy pochodzić i zrobić zdjęcia repliki USS Lexington, zjeść chilli-con-carne (w końcu jesteśmy w Teksasie) i udać się do kina 3D, za które nie musimy płacić ponieważ bilet wstępu do niego już jest zawarty w cenie.
Opuszczając lotniskowiec, człowiek ma wrażenie, że widział kawałek żywej historii, w której spędził pół dnia… i tak jak niektóre muzea zwyczajnie nudzą, to pływające muzeum w Corpus Christi powinno się spodobać nawet najwybredniejszej osobie z zaawansowanym ADHD.
Komentarze: Bądź pierwsza/y