Rowerzyści jeżdżący po Ameryce z północy na południe lub z powrotem, zazwyczaj omijają Wenezuelę: po prostu nie leży na najkrótszej trasie. A poza tym nie ma jakiejś specjalnej sławy turystycznej jak Meksyk, Peru czy Kolumbia: nie uświadczy się tam ani piramid, ani Machu Picchu, ani nawet Pablo Escobara.

Rowerem do Wenezueli

Jazda rowerem po Wenezueli jest jednym z ciekawszych zajęć. (Fot. Wojtek Ganczarek)

W ostatnich latach w ogóle mało kto myśli wybrać się do Wenezueli, bo kryzys, bo niebezpiecznie i tak dalej. Ludzie jadący na południe, których spotykałem w Ameryce Środkowej, mówili o tym wprost: nie jadę, boję się. I wprost opowiadają też o tym lokalni przedsiębiorcy z branży turystycznej: od dwóch-trzech lat martwy sezon trwa nieprzerwanie.

W porządku, Caracas może jest najniebezpieczniejszą stolicą świata, ale to nie powód, by wpadać w panikę. Przedsiębiorąc odpowiednie środki ostrożności – nie włóczenie się po nocy, nie obnoszenie się z elektroniką itd. – można w Wenezueli przeżyć chwile niezapomniane. Dowód? No takie coś mi się jeszcze nie zdarzyło: wpadłem na moment, zostałem na dziewięć miesięcy. Objechałem kraj dookoła: zobaczyłem najurokliwsze plaże, jakie widziały moje oczy, najpiękniejsze kobiety, jakie widziały moje oczy, i najbardziej imponujący płaskowyż ze górami stołowymi na horyzoncie, jakie widziały… No tak, serio, to było lepsze niż Szczeliniec Wielki!

Wenezuela to kraj, który ma wszystko, bo i ośnieżone szczyty, i równiny pełne krokodyli, i prezydenta, który ma na nazwisko tak, jak warzywo, które zawsze wrzuca się tu do zupy. W komplecie ludzie, którzy zamieniają wszystko w żart, kobiety mówiące ci nie tylko „na ty”, ale od razu „kochanie”, no i ta hiperinflacja… Cudowny wynalazek, zwłaszcza jak człowiek jest z zagranicy: obiad za mniej niż dwa złote, kilo sera za pięć, kawa za dwadzieścia groszy, i tak dalej (więcej o niskich cenach przeczytacie u Fizyka na blogu: Budżetowe podróże: Wenezuela).

Nie ma na co czekać: w drogę, na rowerze dookoła Wenezueli!

Wojtek Ganczarek

Wychodząc w góry, wracał po tygodniu. Wyjeżdżając autostopem, docierał po dwóch miesiącach. A jak wsiadł na rower, tak go nie ma. Pisze tu: Fizyk w podróży.

Komentarze: (1)

Daria 9 lipca 2015 o 16:40

Namówiłeś :)
niesamowicie pozytywny teledysk!! ląduje w gronie moich ulubionych:)

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Jak zrobić dobry pokaz zdjęć z podróży?

,

Dobrze pamiętam mój pierwszy pokaz zdjęć z wyprawy. To była opowieść o przejściu Łuku Karpat w 2004 roku. Zabrałem wtedy w góry moją pierwszą lustrzankę z obiektywem 50 mm oraz jedenaście rolek slajdów.

Skansen rewolucji, czyli jak rozśmieszyć Zapatystę?

,

Do wioski Zapatystów jedzie się krętą drogą przez góry. Serpentyny są tak ostre, że może nieźle zemdlić. Jest czwartkowe przedpołudnie, a my siedzimy stłoczeni w busiku, którego celem jest Oventik. Wieziemy projektor, instrumenty muzyczne i pomoce do warsztatów…

Słodki urok hiperinflacji. Jak działa Wenezuela?

,

Świetne espresso – piętnaście groszy, dwudaniowy obiad – dwa złote, bilet przez pół kraju – cztery. Wenezuela zaskakuje, a ceny to tylko jeden z wielu przykładów na jej niestandardowość. Zdecydowanie warto ją odwiedzić. Pozostają tylko trzy pytania: co zobaczyć, jak to działa i czy aby na pewno jest bezpiecznie?

Albania – jeden z najmniej europejskich krajów Europy

,

Od paru lat chodził mi po głowie pomysł na dłuższy wyjazd na Bałkany. Miałem potrzebę poznania czegoś mniej europejskiego, trochę oddalonego od zachodniej cywilizacji, ale leżącego w zasięgu krótkiej podróży autostopem. Znalazłem towarzyszkę podróży i ruszyliśmy w stronę Rumunii. Ostatecznie wylądowaliśmy w Albanii.

Pekin – zakazana stolica

,

Do kraju czerwonych lampionów, ryżu, klusek i neonów przybyłam po kilku tygodniach spędzonych najpierw w Rosji, a potem w Mongolii.

Herbata w cieniu drzew. Życie codzienne w Bangladeszu

,

„Po co wy właściwie jedziecie do Bangladeszu, przecież tam nic nie ma?!” A jednak pojechaliśmy to sprawdzić. Obejrzyjcie zdjęcia z kraju, którego prawie wcale nie odwiedzają turyści.