Poznawanie miasta to jak konsumowanie wykwintnego okrągłego ciastka. Można oczywiście skupić się na powierzchni, wylizać całą jego słodycz, pozostawiając resztę. Nie ma w tym niczego złego. Jednak dopiero wchłonięcie i przetrawienie go w całości, wyłuskanie wszystkich wyjątkowych smaczków schowanych gdzieś w głębi i wymieszanie ich, pozwoli poznać jego wysublimowany, prawdziwy aromat.

Są miasta, które oprócz wyjątkowo słodkiej i lukrowanej powierzchni, ukrywają głęboko, wewnątrz, intrygujące i różnorodne smaki. Szczególnie na terenie Europy Środkowej, o której Milan Kundera powiedział kiedyś, że to maksimum różnorodności na minimalnej przestrzeni.

W nadgranicznym Cieszynie smaków, wynikających z bogatej historii oraz latającej kilka metrów nad chodnikami wielokulturowości, jest wyjątkowo wiele. Wiadomo jednak, że aby poczuć je w całości, odkrywca-smakosz musiałby spędzić na połykaniu, przeżuwaniu i trawieniu kilka tygodni. Stąd przewodnik dla odkrywców – niech każdy wybierze, odkryje dla siebie i przetestuje smak, który najbardziej mu odpowiada. Wybrałem oczywiście tylko te najważniejsze.

Na śniadanie – jajeczko po wiedeńsku

Austro-Węgry dalej w modzie! Długi siwy habsburski wąs i wielkie siwe krzaczaste habsburskie brwi rzucają cień w setkach polskich knajpek, kawiarni i restauracji. Jeżeli mieszkańca byłego zaboru pruskiego czy też Kongresówki dziwi galicyjska sympatia do zaborcy, to w Cieszynie popadnie on w zupełną konfuzję. Tak, Księstwo Cieszyńskie i Galicja to dwa zupełnie odrębne twory.

Cieszyn nigdy nie był pod zaborami – bo nikt go wówczas znikąd nie zabrał! Podczas, gdy trzy imperia, krok po kroku, odrywały sobie kawałki rozpadającego się państwa, Cieszyn już długo stanowił część państwa Habsburgów. Sentyment do babci Austrii jest więc zrozumiały. Tym bardziej, że był wówczas całkiem poważnie traktowanym przez jądro, czyli Wiedeń, ośrodkiem – o czym świadczą przepiękne kamienice, gęsto występująca secesja, wspaniały budynek teatru (obecnie Teatru im. Adama Mickiewicza). Jego zewnętrze piękno jest wystawione na widok publiczny. A wnętrze? Wystarczy obejrzeć Ziemię Obiecaną: to właśnie tu kręcono sceny z teatru. Cieszyn był również, podczas wojen napoleońskich, tymczasową stolicą Austrii – tu właśnie ukrył się habsburski dwór przez zdobywającymi Wiedeń wojskami małego Korsykańczyka.

Austriackością i wiedeńskością można się sycić również na poziomie ulicy, wychwytując mieszczańsko-kawiarniany styl życia mieszkańców. Naturalnie nie wszystkich. Oraz pozostałości dawnej chluby miasta – najkrótszej w całych Austro-Węgrzech linii tramwajowej, która woziła mieszkańców spod Górnego rynku aż na Dworzec Kolejowy przez ponad dziesięć lat. Choć nie do końca prawdą jest, że całą swoją potęgę Cieszyn zawdzięcza Habsburgom (o tym zaraz!), to jednak był z pewnością poważnie traktowanym przez Wiedeń ośrodkiem. Z pewnością poważniej od Pragi i Warszawy.

Na drugie śniadanie prosta kanapka – zjedzona w biegu

Oto ulubiony smak dla wszystkich zaliczających zabytki, tych miłośników kamieni, skamielin, muzeów i historii. Kanapka zawiera w sobie bardzo mało świeżości, jej smak docierał się przez ponad tysiąc lat, lecz mimo to jest całkiem lekkostrawna.

Ponad tysiąc? To nie pomyłka – gród warowny pamięta jeszcze pierwszych Słowian, tych, którzy o istnieniu Pana Jezusa nie mieli bladego pojęcia. Nieopodal, po czeskiej stronie w Kocobędzu, znajduje się zrekonstruowane grodziszcze, o którym bez krzty ironii mówi się, jako o “czeskim Biskupinie”. Miasto przeżywało swój rozkwit jeszcze wtedy, kiedy Habsburgowie byli niewiele znaczącym rodem – wówczas władzę nad miastem sprawowali Piastowie.

Jedną z największych atrakcji, którą prosty anglosaski backpacker określiłby mianem “touristy”, jest Wzgórze Zamkowe. Znaleźć tam można pozostałości zamku warownego. A jeśli ktoś miałby jeszcze wątpliwości co do autentyczności siwizny na skroniach miasta, zawsze można zaprowadzić go pod Studnię Trzech Braci i wcisnąć ckliwą legendę o trzech książętach, którzy spotkali się tutaj w 810 roku. Tak cieszyli się ze spotkania, tak podobała im się okolica, że postanowili tu osiąść, założyć osadę i, upamiętniając radość ze spotkania, nazwać ją Cieszynem.

Na obiad – energetyczny baton dla ludzi nieznających zadyszki

Są skamieliny, jest babcia Austria, nie można jednak zapomnieć, że szczęście znajdą w Cieszynie również ludzie mniej związani z czasem przeszłym. Tacy, którzy muszą przebiec dziennie sto kilometrów, zrobić pięćset brzuszków i poczuć pęd wiatru we włosach, aby uznać przeżyty dzień za wartościowy.

Cieszyn nie rozczaruje – nad jego starówką rozpościera się przecież cień przepięknych Beskidów! Można więc wrzucić na plecy gitarę, schować do plecaka śpiewnik z piosenkami choćby Starego Dobrego Małżeństwa i ruszyć w pieszą wędrówkę. Albo skorzystać z wielu całkiem nieźle przygotowanych tras rowerowych i wybrać tę najciekawszą: czy to po polskiej, czy po czeskiej stronie.

Miłośnikom profilowych zdjęć z pięknym widokiem w tle polecam górę Równica, oraz, po drugiej stronie granicy, szczyt Javorovy. Tam również znajduje się centrum paralotniarskie ale to, szczerze pisząc, zupełnie nie moja bajka…

Tłusta kolacja sybaryty – dla ludzi z wieczną zadyszką

Dlaczego styk kultury bywa tak magnetyczny i unikatowy? Dlatego, że odrębne grupy etniczne kultywują swoją tradycję w otoczeniu innych, ubarwiając swoim pigmentem wielobarwny pejzaż. Co więcej: jeśli koegzystują wystarczająco długo, są w stanie – nie zatracając własnej odrębności – współtworzyć niepowtarzalny melanż, charakterystyczny dla konkretnego miejsca. To stało się właśnie na Śląsku Cieszyńskim – tradycje niemieckie, czeskie, polskie, śląskie stworzyły zupełnie integralną esencję Cieszyna i okolic. Kto wie, czy najwyraźniej nie widać tego na przykładzie regionalnej kuchni. Prawdziwy smakosz nie będzie więc narzekał na nudę – oprócz najpopularniejszych obecnie środkowoeuropejskich dań, takich jak pizza i kebab, zarówno na polskiej, jak i czeskiej stronie Olzy, można natknąć się na lokale serwujące miejscowe potrawy.

Bardzo skutecznymi odkrywcami cieszyńskich smaków są też birofile. Tradycje browarnicze miasta sięgają jeszcze średniowiecza, książęcy browar zamkowy powstał tu w połowie dziewiętnastego wieku. Nie ma się więc co dziwić, że regionalne browary – czy to po czeskiej, czy też polskiej stronie, trzymają się świetnie. A pielgrzymki miłośników złotego trunku, nawiedzają Cieszyn bardziej niż regularnie.

Lukier czy nadzienie?

Cieszyn, jak wiele podobnych środkowoeuropejskich miast, nie ma aż tak pięknej lukrowanej powłoki, która przyciągnęłaby tabuny miłośników słodkości. W przypadku wspomnianych miast wszechwładny cukrownik skupił się bardziej na konsystencji. Niestety – smakosze mają o wiele trudniejsze i bardziej ambitne zadanie od miłośników lukru. Powłokę rozpoznać można z daleka. Z wnętrzem ciastka nie jest tak łatwo.

Jednakże w takich miejscach jak Cieszyn powoli pojawia się refleksja nad tym, że wyścig w sprzedaży przesłodzonych ciastek jest bezcelowy. Powstają oddolne inicjatywy, nakierowane właśnie na miłośników unikatowego nadzienia. Takie, jak choćby sieć hosteli, zainicjowana przez cieszyński 3 Bros’ Hostel i łącząca we współpracy podobne noclegownie ze środkowej Europy. Efektem kiełkującej dopiero współpracy jest film promocyjny z podróży po krajach wyszehradzkich amerykańskiego backpackera. Opowiada on, w sposób bardzo pobieżny i szkicowy, o tym co w środku.

Dlaczego pobieżny i szkicowy? Bo przecież każdy człowiek ma nieco inne kubki smakowe i, tak naprawdę, powinien zasmakować ciastka sam. Być niezależnym odkrywcą.

 

Adam Miklasz

Prozaik, dziennikarz, scenarzysta. Autor powieści: Polska szkoła boksu, Ostatni mecz oraz współautorem antologii Bękarty Wołgi.

Komentarze: Bądź pierwsza/y