Lewo, prawo, w przód, lewo, prawo, w przód… Chodzić zaczynają dwa miesiące wcześniej. Z wielkimi tronos na barkach grupy costaleros spacerują po pustych przestrzeniach. Podczas Semana Santa Jezus niesie krzyż, oni niosą Jezusa. A napędzają ich grzechy.

Zbawiciela nie można nieść ot tak, szczególnie Nuestro Padre Jesus Nazareno z Jaén nieoficjalnie nazywanego El Abuelo („dziadek”). Wielu chce odkupić swoje grzechy w sposób jak najdoskonalszy. Mężczyźni zabiegają o członkostwo w cofradia, potem zapisują się w kolejkę niosących i czekają, aż miejsce pod „karocą” się zwolni.

Wielkanoc w hiszpańskiej Andaluzji

Cofradia de Nuestro Padre Jesus Nazareno. (Fot. Rafael Hernández Fernández)

Wielkie tronos to swoiste powozy dla rzeźb napędzane siłą ludzi. Od piętnastu do dwudziestu mężczyzn powolnym krokiem niesie Jezusa, Marię, Judasza lub inne postaci mające związek z historią zmartwychwstania. Jezus z żołnierzami, Maria pod krzyżem, Jezus w grobie, Jezus na ośle…

W różnych miastach Andaluzji może istnieć do dwudziestu cofradias i każda będzie pod innym wezwaniem. Cofradia to grupa ludzi dbająca o karocę jak i o rzeźbę na niej niesioną. Przykładem niech będzie wcześniej wspomniany El Abuelo. Opiekuje się nim Cofradia de Nuestro Padre Jesus Nazareno. Jej członkowie dbają o postać Jezusa, który poza wielkanocnymi obchodami znajduje się w jednym z kościołów Jaen. Ubierają rzeźbę w nowe, drogocenne stroje, myją ją i przygotowują do Wielkanocy. W kościołach rzeźby spoczywają bez karoc, gdyż te przez większość roku przechowują członkowie cofradias, by tuż przed Wielkanocą zacząć ćwiczyć pod nimi chód.

Spacer z kilkudziesięcioma kilogramami na barkach nie jest prosty. Kilkunastu mężczyzn musi wpoić sobie synchronizację, długość kroków, rytm oraz wyczulenie na podpowiedzi dowodzącego. Hermano Mayor w wąskich uliczkach starych miast Andaluzji podpowiada, gdzie i jak niosący mają stawiać stopy, by zmieścić Jezusa między ścianami, drzewami i ludźmi. To jak taniec pod okiem mistrza. Synchronizacja dla costaleros to słowo klucz. Szczególnie dlatego, że świat oglądają przez małe okna w dole karocy.

W drodze do zmartwychwstania Jezusowi przygrywają miejskie orkiestry, uczniowie szkół średnich czy grupy skupione wokół muzyki wielkanocnej. Praktykę zaczynają pół roku wcześniej. Grają skomplikowane aranżacje na instrumenty dęte, których zadaniem jest wyznaczanie dokładnego rytmu pochodu. Praktykujących słychać z daleka. Ćwiczą w parkach, na skwerach czy szkolnych boiskach. Turystom, nie trzymającym się kurczliwie ogólnie znanych szlaków, mogą sprawić nie lada niespodziankę. Podczas wielkanocnych obchodów słuchać ich będą nie tylko costaleros, ale też pozostali członkowie cofradias, setki ludzi obserwujących pochód oraz sam Jezus. Dla niego przecież ćwiczą, grają, idą i pokutują.

Procesje wielkanocne dla Andaluzyjczyków to moment obmycia siebie z grzechów. Będąc świadomymi przewinień życia doczesnego, decydują się na pokutę w postaci procesión. Wokół karocy idą dorośli i dzieci. Pierwsi w maskach, drudzy bez. Nie ma potrzeby ukrywać twarzy najmłodszych, gdyż prawdopodobnie nie zdążyły jeszcze popełnić grzechów ciężkich. Z capirotes na głowach idą rodzice, często podczas marszu trzymając pociechy za ręce.

Owe nakrycie głowy, będące niemal symbolem andaluzyjskiej Wielkanocy, jest nieodłącznym elementem całego stroju (traje de nazareno). Chociaż wygląda jak z piekła rodem, tworzą je normalni śmiertelnicy, nadając jednak ceny sięgające nieba. Wysoki, spiczasty czubek podtrzymuje tekturowy stelaż, który krawcowa obszywa materiałem. Oczy to jedyny widoczny fragment ciała. By wziąć udział w procesji, trzeba mieć strój. Można go kupić, zamawiając „na rozmiar” lub wypożyczyć. Każda cofradia ma inną kolorystykę traje oraz inny symbol.

Wielkanoc w Andaluzji - zdjęcia

Penitentes i inni uczestnicy procesji. (Fot. Rafael Hernández Fernández)

Tak więc costaleros niosący tronos z wizerunkami świętych pod dowództwem Hermanos Mayores, pokutnicy (penitentes; nazarenos), dzieci bez capirotes z rodzicami w pełnych strojach oraz dziesiątki gapiów idą w procesji trwającej od pięciu do piętnastu (!) godzin, codziennie przez dziewięć dni, bo tyle trwa andaluzyjski Wielki Tydzień (Semana Santa).

Każda procesja zaczyna się około godziny trzeciej nad ranem z uczestnictwem minimum dwóch karoc, z których jedna ma nieść Jezusa, druga Maryję. Bywa też, że procesje rozpoczęte w różnych częściach miasta spotykają się na jednej ulicy. Wtedy ta, która doszła później, musi czekać na oddalenie się poprzedniej. Niosący karocę chrystusową zmieniają się co kilka godzin (3-4 razy, jeśli procesja trwa 12 godzin). Nowi mężczyźni przynoszą nie tylko nowe siły ale również swoje dusze do odkupienia.

Procesja wielkanocna w Andaluzji

Tronos z Jezusem. (Fot. Rafael Hernández Fernández)

Czasami ktoś na balkonie zaczyna śpiewać. Jedna osoba. Bez akompaniamentu ani towarzystwa. Wylewa emocje na widok męki Jezusa. Na odgłos caeta, będącej niczym flamenco dla Zbawiciela, Hermano Mayor zarządza postój. Staje tronos, stają nazarenos, orkiestra milknie, oczy spod capirotes zwracają się w jedną stronę. Podobno kiedyś, gdy saetas powstawały, ich słowa były spontanicznym odzwierciedleniem emocji. Teraz każdy wers jest zapisany. Na koniec pieśni sączącej się z jakiegoś balkonu Hermano Mayor bierze jeden kwiat z karocy Chrystusa i wręcza go śpiewakowi. Ten kwiat jest niczym trofeum, najważniejszy skarb, podarek od samego Jezusa Chrystusa. Pochód idzie dalej, aż do stóp kościoła, gdzie wierni zaczynają klaskać, a silnie wierzący łkać posępnie.

Wielu młodych ludzi bierze udział tylko w rozpoczęciu procesji. Z poważnymi minami, towarzysząc Jezusowi na początku „drogi do krzyża”. Następnie idą do baru. Po wielogodzinnej procesji wierni zajmują ich miejsca. Rozchodzą się do barów lub domów, by wspólnym jedzeniem uświetniać wydarzenie i zażywać zasłużonego odpoczynku. Jezus zmartwychwstał. Pora zdjąć capirotes i zacząć świętować.

Dawid Gudel

Absolwent kulturoznawstwa, fotograf, raper i podróżnik. Najlepszy kelner w Breslau. Żyje w drodze nawet kiedy jest w domu.

Komentarze: 2

Europcar Kraków 31 grudnia 2013 o 0:08

wyglądają jak to co bardzo głęboko wryło się w historie Hiszpanii: inkwizycja, założona przez Izabele Kastalijska. Czy mówisz po Hiszpańsku?

Odpowiedz

Dawid Gudel 1 stycznia 2014 o 16:42

Nie, nie mówię po hiszpańsku. Wywiad powstał na podstawie wywiadów z wieloma przyjaciółmi z Andaluzji. Fotografie również są ich jak widać w podpisach.

Odpowiedz