Większości osób Francja kojarzy się z romantycznymi przechadzkami po Paryżu, Luwrem  i Lazurowym Wybrzeżem. W ciągu ostatnich czterech lat, dzięki wolontariatowi we wspólnotach Emmaus, miałam okazję zobaczyć mniej znane zakątki Francji. Poza tym poznałam ludzi, których nie spotkałabym wygrzewając się na plaży w Cannes. Ale od początku.

Czym są wspólnoty Emmaus?

Emmaus to organizacja charytatywna, założona w 1949 r. przez francuskiego księdza, abbé Pierre. Obecnie stowarzyszenie ma charakter świecki. Jego celem jest wspieranie ludzi w ich problemach: bezdomności, uzależnieniach, itp.

W zamian za pracę podopieczni dostają pokój, wyżywienie i miesięczne wynagrodzenie. Jeśli potrzebują ubrań, książek czy sprzętu elektronicznego, znajdą je wśród rzeczy przywożonych codziennie do Emmausa. Organizacja jest niezależna od władz państwowych. Wspólnoty utrzymują się z własnej pracy, a starsi kompanioni (tak nazywają się ich członkowie) po latach otrzymują emeryturę od organizacji.

Głównym źródłem dochodu wspólnot Emmaus jest sprzedaż artykułów z drugiej ręki. Kompanioni, za darmo lub za symboliczną opłatą, odbierają od chętnych osób niepotrzebne sprzęty: meble, ubrania, książki – wszystko, co jeszcze może się przydać. Decydują co nadaje się na sprzedaż, co należy naprawić a co można tylko wykorzystać jako surowce wtórne.

Wszystko co można doprowadzić do stanu używalności sprzedają za kilka euro w butikach Emmausa, znajdujących się przeważnie na terenie wspólnot. Bramy sklepików otwierają się dla kupujących w określone dni (w większych wspólnotach codziennie). Klienci gromadzą się na długo przed otwarciem. Kiedy wrota zostają otwarte, tłum rzuca się by zapolować na wymarzony towar. Nic dziwnego – ceny w Emmausie są bardzo atrakcyjne i biedniejsi ludzie mogą się tu ubrać i wyposażyć dom. Przychodzą tu również kolekcjonerzy i ludzie poszukujący rzeczy niebanalnych. W Emmausie, jak w antykwariacie czy second – handzie, można trafić na piękne meble, rzadkie wydania książek czy ubrania znanych projektantów. Wiele osób traktuje takie zakupy jak formę rozrywki, w której głównie chodzi o to, by poplotkować z kompanionami.

W jaki sposób kompanioni dzielą się obowiązkami? Pracować musi każdy, ale zadania przydzielane są według możliwości fizycznych, czasem zainteresowań lub wyuczonego zawodu. Część kompanionów bierze udział w codziennych wyprawach po nowy asortyment do sklepów. Jednak wielu z nich ma problemy ze zdrowiem. Emmaus każdemu znajdzie zajęcie odpowiadające jego możliwościom, wiekowi i stanowi zdrowia.

Jak dostać się na wolontariat

Wspólnot Emmausa we Francji jest prawie dwieście. Duża ich część organizuje letnie pobyty dla wolontariuszy z całego świata. Ta inicjatywa nazywa się Camps des Jeunes, czyli „Obozy dla Młodzieży”. Pojęcie młodzieży jest tu bardzo pojemne – podczas mojego pierwszego wolontariatu w Quimperlé w Bretanii spotkałam małżeństwo, dobrze po czterdziestce, które wraz z córeczką brało udział w „obozie młodzieżowym”.

Wolontariat organizowany jest co roku, przeważnie od początku czerwca do końca września. Zapisy odbywają się przez stronę internetową http://www.volontariat-emmaus.com/ i rozpoczynają w okolicach marca lub kwietnia. Najłatwiej dostać się do małych miejscowości. Największą popularnością cieszą się Paryż, Lyon i Marsylia, dlatego nawet jeśli wybierzemy którąś z tych wspólnot, nikt nie zagwarantuje, że z braku miejsc nie zostaniemy skierowani do innej miejscowości.

We wspólnocie można spędzić dowolną ilość czasu: od tygodnia do kilku miesięcy. Obozy odbywają się we Francji, a także w Belgii, Hiszpanii, Włoszech i Irlandii. Kilka wspólnot Emmausa funkcjonuje w Polsce, chociaż ruch ten nie jest u nas tak popularny jak we Francji.

Jeśli zdecydujemy się wziąć udział w wolontariacie, jedyne o co musimy się martwić to dojazd na miejsce. Wspólnota zapewnia wolontariuszom zakwaterowanie oraz wyżywienie. Organizacja ma także wydzielony budżet na rozrywki dla wolontariuszy. W ramach weekendowych wypadów miałam okazję wziąć udział w festiwalu muzyki celtyckiej w Lorient, odwiedzić przylądek Pointe du Raz  – jeden z najbardziej wysuniętych na zachód punktów w Europie, opłynąć statkiem skaliste wybrzeża Marsylii, tzw. calanques  i zobaczyć uśmiechniętego anioła na katedrze w Reims, a także gigantyczny pomnik dzika – symbol Ardenów.

Przerażający pierwszy raz

Po raz pierwszy na wolontariat z Emmausem wybrałam się cztery lata temu do Francji. Sama. W sytuacji, gdy chce się ćwiczyć język, polskojęzyczne towarzystwo jest niewskazane. Wybrałam Bretanię.

Pierwsze chwile mojego pobytu we wspólnocie były dość traumatyczne. Przyjechałam ok. godziny 21. Na dworcu, zgodnie z ustaleniami mailowymi, czekało na mnie dwóch kompanionów: sympatyczny, choć niezbyt rozmowny starszy pan i około trzydziestoletni człowiek w skórzanej kurtce i nieco kryminalnym wyglądzie. Ten był bardzo gadatliwy, ale niewiele rozumiałam, ponieważ posługiwał się dialektem z okolic Lyonu. Ogarnęły mnie wątpliwości czy powinnam oddawać im moją walizkę i wsiadać z nimi do samochodu. Ale klamka zapadła, ruszyliśmy w drogę.

Wspólnota znajdowała się ok. dwadzieścia kilometrów od Quimperlé. Zwykle wspólnoty są oddalone o mniej więcej taki dystans od miejscowości podanych na liście Emmausa. Z dojazdem do miast nie ma problemów, ale wspólnoty są nieco odizolowane od świata. Nie wiem do końca dlaczego tak jest, ale, jak mówił Roberto z Salwadoru, chodzi o to żeby nie narażać osób „normalnych” (czyt.: zamożniejszych i nie borykających się z trudną życiową sytuacją) na przykry widok, jaki stanowią ludzie biedni.

Moje przerażenie sięgnęło zenitu, kiedy dotarliśmy na miejsce. Sprawiało ono przyjemne wrażenie: kilka ładnych budynków, cztery domki kempingowe, wokół zadbane trawniki i klomby z kwiatami. Na tarasie przed jednym z budynków stało pięciu mężczyzn, przypatrujących mi się z ogromnym zaciekawieniem. Mickael, czyli kompanion z Lyonu, przedstawił mnie kolegom i wręczył mi klucz do domku kempingowego, w którym miałam zamieszkać. Na pytanie gdzie są inni wolontariusze, usłyszałam odpowiedź że nie ma nikogo. Byłam pierwsza w tym roku, nie licząc dziewczyny, która była tydzień wcześniej, ale po trzech dniach wróciła do siebie do Paryża.

– A czy ktoś jeszcze przyjedzie?

– Nie wiadomo, pewnie tak – odparł, po czym spytał: A co, boisz się? i wybuchnął, jak mi się wtedy zdawało, złowieszczym śmiechem.

Kiedy Mickael zostawił mnie samą żebym mogła się rozpakować, odkryłam coś, co przepełniło czarę goryczy: klucz do domku nie działał. Po prostu nie pasował do zamka. Spanikowałam i zadzwoniłam z płaczem do domu, opowiadając że nie jestem pewna, czy nie trafiłam do lokalnego domu publicznego, jednocześnie konstruując barykadę drzwi z krzeseł, stołków, a nawet szafy.

Po jakimś czasie rozległo się pukanie. To był Mickael, który przybył z zaproszeniem na herbatę. Powiedziałam, że zaraz przyjdę, myśląc gorączkowo jak się od tego wymigać. Jednak po dziesięciu minutach nastąpił przełom. Pomyślałam, że w końcu przyjechałam tu żeby ćwiczyć język, a tam na tarasie siedzi pięciu Francuzów, z którymi mogę porozmawiać ich prawdziwym, potocznym językiem.  Rozmontowałam więc moją barykadę i ruszyłam aby poznać kompanionów.

Kompanioni okazali się przemiłymi ludźmi. Sytuacja życiowa, w której się znaleźli, wynikała przeważnie z nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Np. Moustafa, imigrant z Algierii, we Francji nie mógł znaleźć legalnej pracy; bardzo jej potrzebował, żeby pomóc rodzinie która została w Afryce. Emmaus nikogo nie pyta o przeszłość, nie wymaga żadnych dokumentów. Z Moustafy wspólnota miała wielki pożytek – był świetnym kucharzem i gotował pyszne posiłki dla wszystkich.

Obowiązki wolontariusza

We wspólnotach Emmaus pracują także responasables. Są to ludzie wykształceni pod kątem pracy społecznej, którzy odbyli staż w administracji różnych wspólnot. Niekiedy są to dawni kompanioni, w większości przypadków jednak pochodzą „z zewnątrz”. Do ich zadań należy zarządzanie wspólnotą, rozwiązywanie problemów i konfliktów, nadzór nad pracą, zarządzanie budżetem, przyjmowanie nowych kompanionów itp. Bo życie we wspólnocie nie zawsze wygląda kolorowo: zdarzają się spory, agresywne zachowania, nadużywanie alkoholu, czasem bójki. Szefowie wspólnoty są po to, żeby prowadzić mediacje i rozwiązywać konflikty.

Responsables w Quimperlé – Régis, Jean-Luc i Jean-François zajmowali się nie tylko tylko pracą biurową. W każdej wolnej chwili (choć nie należało to do ich obowiązków) pomagali kompanionom w pracy. Niestety nie zawsze responsables mogą pochwalić się taką postawą. W jednej z odwiedzonych przeze mnie wspólnot szefostwo nie miało pojęcia o problemach podopiecznych, koncentrowało się wyłącznie na sprawach papierkowych i finansowych. Ten brak umiejętności w zarządzaniu wspólnotą miał widoczne konsekwencje – kompanioni masowo opuszczali wspólnotę i przenosili się do placówek w innych regionach.

Jakie są obowiązki wolontariusza we wspólnocie Emmaus? Na czas pobytu staje się on kompanionem. Dzieli z mieszkańcami ich harmonogram dnia, pracuje wg swoich możliwości fizycznych. Podczas pierwszego wolontariatu miałam lekko – przez większość czasu byłam jedyną wolontariuszką, więc darzono mnie specjalnymi względami. Pomagałam przy przygotowywaniu posiłków, rano pomagałam segregować zabawki czy książki, a popołudniami przy sprzedaży.

Pod koniec mojego pobytu, kiedy przyjechały trzy wolontariuszki z Czech, Francuz i trzy Francuzki, wspólnie malowaliśmy budynek, który miał zostać zagospodarowany przez Emmausa. W zamian dostałam własny pokój z łazienką i TV, trzy posiłki dziennie, do tego w każdy weekend wspólnota organizowała dla mnie wycieczki, w których poza mną brało udział kilku kompanionów, ktoś z administracji lub wspomniane małżeństwo z córeczką. W czasie takich wypadów nawet piwo kupowane w barze było finansowane przez wspólnotę.

Nie zawsze jednak jest tak lekko. Rok później w Charleville w Ardenach moim zadaniem była renowacja mebli, co nawiasem mówiąc, bardzo mi się podobało. Dostawałam zniszczony mebel, który musiałam samodzielnie odnowić – złuszczyć starą farbę przy pomocy opalarki, wygładzić powierzchnię szlifierką i nałożyć nową farbę.

Od wolontariusza wymaga się poszanowania wartości wyznawanych przez organizację. Należy zjawiać się punktualnie na posiłkach i w miejscu pracy i rzeczywiście pracować, kiedy inni pracują. Na terenie wspólnoty nie wolno spożywać alkoholu, przez solidarność ze zmagającymi się z chorobą alkoholową. Jeśli pracujemy przy sprzedaży czy segregacji ubrań, książek czy innych artykułów, nie powinniśmy bez pozwolenia zabierać nic dla siebie. Za upatrzone rzeczy wolontariusz zwykle musi zapłacić, jak wszyscy klienci wspólnoty. Jednak kompanioni i responsanbles są hojni i obdarowują wolontariuszy różnymi drobiazgami. Z każdego z moich pobytów przywiozłam jakieś prezenty: książki, ubrania czy lokalne specjalności, jak np. prowansalskie kosmetyki. Za część rzeczy zapłaciłam (nie więcej niż kilka euro), ale większość to prezenty od kompanionów i szefów wspólnot.

Pointe du Raz w Bretanii

Krajobrazy na Pointe du Raz w Bretanii. (Fot. Ewa Wiśniewska)

Dzięki wycieczkom organizowanym w wolnym czasie odkryłam wspaniałe plaże Bretanii: czyste, pokryte białym piaskiem, a co najbardziej zaskakujące – prawie zupełnie puste. Zwiedziłam przylądek Pointe-du-Raz i wzięłam udział w festiwalu kultury celtyckiej w Lorient. Rok później w Charleville w Ardenach zorganizowano wycieczkę do Reims, gdzie zobaczyliśmy słynną katedrę, ozdobioną witrażami Marca Chagalla. Rok i dwa lata później w Marsylii podziwialiśmy katedrę Notre – Dame i opłynęliśmy statkiem wybrzeża Marsylii.

Emmaus nie dla wszystkich

Wolontariat w Emmausie nie jest dla wszystkich. Osoby, które nastawione są na wypoczynek w luksusowych warunkach, lepiej zrobią wybierając zorganizowaną wycieczkę, gdzie trzeba wydać trochę pieniędzy, ale za to można spędzać całe dnie na plaży czy hotelowym basenem. Emmaus to przygoda dla osób gotowych poświęcić część wolnego czasu na pracę i tych, które nie boją się mniej komfortowych warunków bytowania. Trzeba mieć również otwarty umysł i nie oceniać zbyt łatwo spotkanych tam osób – należy pamiętać że większość z nich znalazła się w trudnej sytuacji wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, który mógłby zdarzyć się każdemu.

Co zyskamy, decydując się na taki pobyt? Można zwiedzić wspaniałe miejsca, wydając pieniądze jedynie na dojazd i drobne wydatki i ćwiczyć nawet kilka różnych języków jednocześnie, bo towarzystwo w Emmausie jest bardzo międzynarodowe. Można zrobić coś dobrego i pożytecznego. A przede wszystkim można poznać niebanalne osoby z całego świata, które opowiedzą znacznie ciekawsze historie niż sąsiad w hotelu w Egipcie, który pracuje w wielkiej korporacji i rok w rok jeździ na wakacje all-inclusive.

Tekst Ewy Wiśniewskiej został wyróżniony w naszym konkursie Opowieści spoza utartego szlaku.

Ewa Wiśniewska

Absolwentka lingwistyki stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego, pochodzi z Puław. Jest fanką couchsurfingu i wolontariatów międzynarodowych, uwielbia książki, języki obce i aktywne spędzanie czasu.

Komentarze: Bądź pierwsza/y