Dziś orangutany można zobaczyć jedynie na Borneo i Sumatrze. Została ich tutaj garstka. Tworzą izolowane, szybko kurczące się populacje. Zadziwiające jest to, że do ich wyginięcia nadal przyczyniamy się my, ludzie i to zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Na przykład kupując w sklepie mydło czy krem do pielęgnacji ciała. I pomyśleć, że dzieje się to w czasach gdy tak wiele mówi się o ochronie przyrody. Wstyd to za mało.

Borneo, Tanjung Puting National Park w Indonezji. Jedno z trzech miejsc na świecie gdzie jeszcze można spotkać żyjące na wolności orangutany. Tutaj, niedaleko portowej miejscowości Kumai, w głębi tropikalnej dżungli znajduje się stacja badawcza, którą od wielu lat kieruje znany prymatolog profesor Biruté Galdikas. To ona uratowała kilkadziesięcioro człekokształtnych niemowląt przed losem pupila domowego, zabawki, którą gdy już urośnie wyrzuci się, skazując na śmierć. Miejsce to odwiedziła też Julia Roberts, znana hollywoodzka aktorka chcąc pomóc tym rozczochranym rudym istotom.

Szminka i las

Co ma wspólnego orangutan z mydłem, czipsami czy szminką? Otóż wszystkie te produkty zawierają olej palmowy, uzyskiwany z gatunku palmy Elaeis guineensis. To roślina niemal idealna bo bardzo łatwa w uprawie. Aby uzyskać olej wystarczy tylko odciąć kiście pomarańczowych owoców i je wycisnąć. Z oleju można wytwarzać niemal wszystko. Znajduje się on w jednym na 10 produktów, które kupujemy w supermarkecie. A wkrótce będzie też w naszym baku. Bo stajemy się coraz bardziej ekologiczni. Poszukujemy odnawialnych źródeł energii. Bardziej chronimy też przyrodę. Ciekawe więc, ilu z nas zdaje sobie sprawę, że jednocześnie, w imię tych szczytnych idei, wycinamy ostatnie lasy deszczowe i zabijamy żyjące tam zwierzęta? Nie tylko zresztą zwierzęta, choć o nich jest ten tekst, ale ludzi też. Chodzi oczywiście o tubylców, których pozbawia się ziemi czyli jedzenia. Żyjąc, o ironio, coraz bardziej ekologicznie zabijamy to, co jeszcze zostało.

Gorączka złota i oleju

Płyniemy klotokiem w górę rzeki Sekonyer na terenie parku. Mijamy wioski w dżungli gdzie przy brzegu wygrzewają się wielkie jaszczury, a dzieci skaczą do wody o kolorze kawy z mlekiem. Jest parno. Słychać melodyjny śpiew gibonów. Jednak to tylko fasada. Prawda jest dość brutalna, na Borneo koncerny za nic mają nawet granice parków narodowych. Sumatra i Borneo płoną każdego roku. Ogromne połacie ziemi są wypalane pod plantację palm. Na obszarze parku wydobywa się też złoto.

Aspai. Kopalnia złota. Leży przy brzegu rzeki Sekonyer i daje utrzymanie setkom biednych rodzin. Niestety, większość z nich nie pochodzi nawet z Borneo, przybyli tutaj z Jawy. Sprzedają złoto po 60 000 rupii (około 18 złotych) za gram (dziennie wydobywa się do 3 gramów)i zarabiają około 500 złotych na miesiąc. Kopalnia istnieje od 1989r. i zdążyła już wyrządzić środowisku wiele złego. Proces wydobycia jest prymitywny: niszczy się całą warstwę roślinności i przesiewa ziemię w poszukiwaniu ziarenek złota, które potem przepłukuje się rtęcią. Wiąże ona złoto a usuwa brud. Po wydobyciu zostają kopce piachu. Rtęć już dawno zabiła ryby i doszczętnie zatruła rzekę. Problemem tez są szybkie motorówki używane do przewozu sprzętu i jedzenia dla robotników. Płoszą rzadkie ptaki, niszczą brzegi rzeki i zostawiają spore plamy oleju. Wydobywanie odbywa się na terenie parku bez zgody, na dziko.

Być jak King Kong

Camp Leakey. Wystarczy przejść kawałek ścieżką w dżungli i już można obserwować z bliska orangutany. O stałych porach pojawia się tutaj duża grupa dawnych podopiecznych pani profesor. Bo orangutany raz zabrane naturze nigdy do niej całkowicie nie wracają. Żyją sobie w lesie ale o stałych porach zjawiają się aby zjeść, to co im przynieśli parkowi strażnicy. Teraz w puszczy, obok stacji badawczej, króluje Tom. Jest potężny i trochę narwany. To samiec alfa, który budzi popłoch, nie tylko u swoich rywali ale nawet w partnerkach i ludziach. Gdy ryczy jego głos aż dudni po puszczy. Gdy ma ochotę na seks po prostu zaczyna kopulować z pierwszą napotkaną samicą, nie zważając na jej protesty. Gdy schodzi z drzewa łamiąc przy tym gałęzie rzucamy się do ucieczki. Z boku wygląda to trochę komicznie. Tom robi krok w prawo. My krok w lewo. Tom chce iść prosto, my pierzchamy na boki.

Księżniczka co pokochała ludzi

Princess to sama łagodność. Nieustannie szuka towarzystwa ludzi. Przesiaduje z rangerami na moście albo podąża za turystami. Ci, zafascynowani możliwością bezpośredniego kontaktu z małpą, przytulają ją, trzymają za rękę i karmią bananami. Nieważne, że obok bez opieki, płacze maluch i bezradnie rozgląda się wokół. To jej starsze dziecko, bo to mniejsze, na szczęście, jest mocno uczepione futerka mamy. Księżniczka uwielbia turystów. Niemców, Francuzów, Hiszpanów. A oni robią jej kolejne fotki. Jeszcze jedno ujęcie… pstryk. Pokażą je potem przyjaciołom, rodzinie. „To ja na tle puszczy”, „a to jak dotykam prawdziwego orangutana!”. Ten spektakl nie ma końca i nieważne, że wokół są tabliczki informujące o zakazie dotykania orangutanów, bo tak samo jak ludy pierwotne, mogą złapać od nas grypę, albo przyzwyczaić się do kontaktu z ludźmi i oferowanych przez nich smakołyków, tak bardzo że zaczną żebrać i rabować, co już ma miejsce na Sumatrze.

Sen o palmie

Tego lata odwiedziłam Borneo, Jawę i Sumatrę. Jeżdżąc autobusami stale oglądałam jedynie ciągnące się po horyzont palmowe plantacje. Na początku nie dostrzegałam w tym nic złego, w nocy nie wyglądały one nawet nienaturalnie. Jako, że kocham pustynne palmowe oazy Afryki, z entuzjazmem przyglądałam się tajemniczym pióropuszom palm połyskującym w świetle księżyca. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak, że nie są to naturalnie rosnące rośliny tylko monokultury posadzone równo pod linijkę w rządku. Ot drzewka na plantacji. A później już na Borneo, zobaczyłam świeżo wypalone wielkie połacie dżungli. Zwęglone ogromne drzewa wyglądały trupio i złowrogo, ich kikuty sterczały smutno na tle idealnie błękitnego nieba. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie ma już takiego Borneo o jakim kiedyś czytałam. I że to dzieje się na moich oczach, za chwilę nie będzie tutaj już pokrzykiwania nosaczy w koronach drzew o zmierzchu, kolorowych dzioborożców przelatujących o świcie nad rzeką czy robaczków świętojańskich świecących nocą w trzcinach tak jasno, że oczeret co żywo przypomina naszą bożonarodzeniową choinkę. To koniec.

Orangutany straciły 80% habitatu w ciągu ostatnich 20 lat. Nowe szacunki mówią ze 98% lasów na Borneo zostanie zniszczonych do 2022.

Justyna Rybak

Dr biologii. Jej wielką miłością jest Afryka. W podróżach najbardziej kręci ją wolność, ryzyko, dziewicza przyroda i poznawanie ludzi, zwłaszcza naciągaczy!

Komentarze: (1)

obserwatore.eu 8 września 2014 o 11:24

A w Gunung Leuser byliście?:)

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.