Rejs z Galapagos do Polinezji

Pranie na pokładzie. (Fot. Tomasz Bogusz)

Stoimy na białym piasku, chwiejemy się, nie możemy złapać równowagi, w głowach nam wszystko wiruje. Przed oczami faluje egzotyczna zieleń wyspy Nuku-Hiva, za nami faluje błękitny ocean. Był to najdłuższy, 26-dniowy odcinek w naszej przeprawie przez Pacyfik.

Kilka tygodni wcześniej w samo południe podnieśliśmy kotwicę z dna Academy Bay na Galapagos. Czerwona kreska na GPS, długości 3070 mil, nie wyglądała wcale tak groźnie. Jak człowiek popracował trochę nad zoomem miała mniej niż trzy centymetry. Z jednej strony wyspa Santa Cruz (Galapagos) z drugiej Nuku-Hiva (Francuzka Polinezja).

Latające ryby, jak wróble w Gdańsku

Przez pierwsze dni ocean aż kipiał od ilości wiercącego się w nim życia. Co chwilę płaszczka wykręcała popisowe salto nad powierzchnią wody, ciekawski lew morski łypał na nas tymi swoimi wielkimi oczami, jakiś żółw w drodze do swojego galapagoskiego dziadka wypływał na powierzchnię złapać oddech, długodystansowa fregata lądowała na chwilę na jego skorupie, żeby odpocząć od machania skrzydłami.

Z Galapagos do Polinezji. Delfiny

Delfiny bawią się z nami w berka. (Fot. Tomasz Bogusz)

Latające ryby tak nam po kilku dniach spowszedniały, że patrzyliśmy na nie, jak na wróble w Gdańsku przed blokiem. Całe stada delfinów podpływały do dziobu naszej łódki próbując wciągnąć niewzruszony kadłub Tootsie do zabawy w berka. Razu pewnego musieliśmy nawet kurs zmienić, co by nie wpakować się na dziesięcioosobową rodzinkę wielorybów.

To wszystko widzieliśmy jeden, dwa metry nad powierzchnią, a pod nią takich metrów było jeszcze dwa tysiące. Czasem podkradaliśmy małe co nie co z tej oceanicznej zupy. Pięciokilogramowy tuńczyk, mahi-mahi spisywały się świetnie w postaci sushimi, czy steka na kolację.

Wiatr nie zawsze pozwalał nam żeglować, czasami spadał do kompletnego zera i nie pozostawało nic innego jak odpalenie dieselgrota, ale i ten czas miał swoje uroki. Wyobraźcie sobie taki widok: wiatru zero, cały świat dookoła to jedna wielka tafla lustra, w której odbija się niebo, a na tym niebie gwiazd miliony. Lew, Panna, Orion, Duży Wóz i tysiące anonimowych na mlecznej drodze, wszystkie przemnożone w płaskim oceanie. O wschodach i zachodach słońca w takich okolicznościach już nawet nie wspominam, każda mała chmurka, odbita, rozciągnięta, przemnożona tworzyła spektakl nieziemski.

Rejs przez Pacyfik

Spinaker w akcji. (Fot. Magda Bogusz)

Gdy wiatr powracał przed masztem rozciągaliśmy czerwonego spinakera, gdy wiało dziesięć, piętnaście węzłów genua i grot pchały nas na zachód, sto, sto pięćdziesiąt mil każdego dnia. Czujecie ten klimat? Przyjemnie nie?

Zwykły dzień na Pacyfiku

A teraz z drugiej strony, na oceanie dzień typowy. Po nieprzespanej nocy gdy fale rzucały naszymi cherlawymi ciałkami z jednej na drugą stronę łóżka, wychodzimy na pokład. Tam dostajemy od razu w twarz słodko-kwaśnym zapachem spod pachy kolegi, który od tygodnia strajkuje przeciwko wszelkim środkom czystości.

Wchodzimy do kibla, jak nie trudno zauważyć nie jesteśmy tu pierwsi dzisiaj, ktoś przed nami miał spore problemy z koordynacją na wysokiej fali, wstrzymujemy oddech, robimy co swoje i wyskakujemy na zewnątrz.

Kolejna fala, ktoś nie zamknął szafki, talerze i szklanki dostają skrzydeł, próbujemy je łapać, dogonić, następna fala rozbija nasze biodro o blat kuchenny. No teraz możemy powiedzieć, że się obudziliśmy. W kokpicie już czeka na nas ster. Chwytamy go rękami obiema, ściskamy, stoimy dumnie przedzierając się przez kolejne fale. Się człowiek czuje jak jakiś wilk morski. Jedna słona fala, druga, trzecia i czujemy się raczej jak zmokły kundel.

Rejs przez Pacyfik. Zapasy bananów na łodzi

Nasze bananowe zapasy. (Fot. Tomasz Bogusz)

Tak jakoś trwamy zmoknięci, zziębnięci do pory obiadowej, dzisiaj zupa rybna rządzi na talerzu, podobnie zresztą jak wczoraj, przedwczoraj i przed przedwczoraj. Pycha. Może kolacja bardziej połechta nasze podniebienia. No nie tym razem niestety. Te wspaniale steki z tuńczyka, których tak się doczekać nie mogliśmy, są dzisiaj jakieś dziwnie włochate. Wygląda na to, że kolega nie do końca poradził sobie w kuchni i większa fala zrzuciła rybę z patelni na podłogę.

Dzień się powoli kończy, idziemy spać, ale nie na długo. Po trzech godzinach nasza wachta się zaczyna. Wychodzimy na pokład, leje, trzy godziny w deszczu, bosko.

Jak złapać jachtostop w Panamie

Jeżeli chcecie się pisać na taką przygodę nie jest to nic abstrakcyjnego. W lutym, marcu dziesiątki łódek wypływają z Panamy na otwarty ocean. A na tych łódkach głównie emerytowani wariaci, niepoprawne politycznie parki i wszyscy oni dobierają sobie jedną, dwie osoby żeby dać radę nocnym wachtom.

Gujana Francuska

Nareszcie ląd, Nuku-Hiva, Polinezja Francuzka. (Fot. Tomasz Bogusz)

Możecie ich popytać w marinach w Colon (Shalter Bay, Club Nautico), powiesić ogłoszenie na jednej z korkowych tablic. Po stronie Panamy można się pokręcić po Las Brisas, La Playita, Balboa, czy Flamingo.

Kapitana w potrzebie możecie też znaleźć zaglądając na jeden z portali żeglarskich (www.findacrew.net, www.sailnet.com, itp.). My swojego znaleźliśmy na www.7knots.com, zarejestrowaliśmy się, wrzuciliśmy tytuł „Dream – cross the ocean” i już jesteśmy pośrodku oceanu. Już na Markizach, a w najbliższych dniach zmaterializują się nam kolejne magiczne słowa: Tuamoto, Tahiti, Bora Bora, Tonga, Fiji, Vanuatu.

Magda i Tomek Bogusz

Pracowali w Gdańsku, ona w HRach, on zajmował się architekturą. Teraz jadą dookoła świata i opisują to na blogu Magda i Tomek.

Komentarze: 7

Radek Okienczuk 24 kwietnia 2012 o 10:46

brzmi jak swietna przygoda!!!

Odpowiedz

Salome Hagar 24 kwietnia 2012 o 10:50

wow to moi znajomi :-) Magda i Tomek jestem z was dumna

Odpowiedz

kasia 24 kwietnia 2012 o 15:56

Czujemy klimat. Baaardzo przyjemnie :D

Odpowiedz

Klaudia Jopowicz 24 kwietnia 2012 o 19:20

’Tootsi' mówicie? znalezione na 7knots.com? Bardzo pochlebne opinie ma ;) http://www.7knots.com/cgi-bin/list_boat.pl?view=3188

Odpowiedz

Klaudia Jopowicz 24 kwietnia 2012 o 19:24

zapowiada się niesamowita przygoda ;p …albo nasi bohaterzy są wyjątkowo spokojnymi, cierpliwymi, zaciskającymi zębami osobami. Jeśli to jest prawda, to nie zazdroszczę.

Odpowiedz

Magda i Tomek 1 maja 2012 o 1:25

Z opinią kolegi Davida w 100% się zgadzamy.Martwić się jednak nie musicie. Za tydzień na Tahiti przesiadamy się na inny pokład. Pozdrawiamy tymczasem z Tuamotu, pięknie jest.

Odpowiedz

Bambo 28 lutego 2013 o 13:53

witam wszystkich mam pytanie jestem człowiekiem który uwielbia podróżować kocham to jestem Ratownikiem Morskim od 7 lat i chciałbym wsiąść na jacht dołączyć sie do kogoś i popłynąć daleko i wysiąść na jakiejś wyspie i zamieszkać …..Czekam na podpowiedzi

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.