Swoją drogą. Trzy podróże z Tomkiem Michniewiczem
Tomasz Michniewicz jest dziennikarzem i podróżnikiem. Na swoim koncie ma też dwie bestsellerowe publikacje: Samsara. Na drogach, których nie ma oraz Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów. Muszę przyznać, że żadnej z nich nie czytałem, lecz pozytywne, a czasem wręcz entuzjastyczne recenzje sprawiły, że podszedłem do jego najnowszej książki z ciekawością i życzliwym zainteresowaniem.
- Tomasz Michniewicz, Swoją drogą. Trzy podróże po inne życie
Swoją drogą. Trzy podróże po inne życie zaczyna się od podróżniczej anegdoty autora z czasów jego pobytu w Laosie, którą opowiedział jednemu z warszawskich taksówkarzy. W odpowiedzi usłyszał, że bez wątpienia każdy by chciał prowadzić takie życie jak on. Życie człowieka, który zarabia na opisywaniu swoich podróży po świecie.
Czy aby na pewno? – zastanawiał się Michniewicz i te rozważania podsunęły mu pewien pomysł. Zabiorę Cię w dowolne miejsce na świecie. Ty decydujesz kiedy, dokąd i po co. Ale zdecydować musisz teraz, w tym momencie. Decyduj. – tak brzmiała propozycja, którą przygotował dla trzech wybranych przez siebie osób.
Pierwszą był Marcin, z którym autor kilka lat wcześniej podróżował po Etiopii. Ówczesne marzenie Marcina o pracy na Czarnym Lądzie, nie spełniło się. Zaskakującą ofertę usłyszał pracując jako księgowy. Mimo początkowych wątpliwości, kierowany miłością do Afryki, wybrał Kamerun. Drugi bohater to Marianna, prywatnie żona Michniewicza. Prowadząca ustabilizowany tryb życia i traktująca wakacyjny wyjazd jedynie w kategorii odpoczynku, wybrała wybitnie nieturystyczną Arabię Saudyjską. Trzecia i ostatnia podróż to Nowy Orlean, do którego Autor jedzie ze swoim ojcem, miłośnikiem jazzu i bluesa oraz muzykiem.
Tak w dużym skrócie prezentuje się fabuła. A szczegóły? W Kamerunie wraz z bohaterami spędzamy czas u pigmejów Baka. Obserwujemy ich tryb życia i poznajemy problemy, z którymi się borykają: niemal niewolniczą pracę dla ludności Bantu, brak dostępu do opieki medycznej, a także udział w handlu kością słoniową. W tej historii pojawiają się retrospekcje z etiopskiej wyprawy sprzed lat, przemyślenia Autora dotyczące odwiedzanych miejsc oraz jego obserwacje dotyczące zachowania towarzysza podróży.
Drugi rozdział Swoją drogą jest bardziej osobisty. Autor chce w pewien sposób pokazać swojej żonie, że nie wszystko jest takie, jakie być się wydaje. Począwszy od jej wyobrażenia o jego podróżach i ciągłej nieobecności w domu, poprzez spojrzenie na islam, jako religię i jej wpływ na życie codzienne mieszkańców Arabii Saudyjskiej, po relacje kobiet i mężczyzn w tym kraju, czy nawet kwestie posiadania przez parę dzieci.
Michniewicz w skrócie opisuje też proces błyskawicznego powstania dzisiejszej monarchii Saudów, która dzięki odkryciu wielkich złóż ropy naftowej w latach 30-tych, dzięki uzyskanym z jej sprzedaży środkom, podjęła próbę błyskawicznego nadrobienia tysięcy lat zacofania przy jednoczesnym trwaniu w konserwatywnej, pustynnej wersji islamu.
Część trzecia i zarazem ostatnia to Nowy Orlean. Ojczyzna jazzu i bluesa, muzyki, której miłośnikiem jest ojciec Michniewicza. Autor przedstawia z jednej strony korzenie tej muzyki wyrosłej na gruncie niewolniczej i pełnej dyskryminacji historii amerykańskiego Południa. Z drugiej strony skupia się na relacji ojciec – syn, związanych z nią problemach, miłości swojego towarzysza podróży do muzyki oraz jego stosunkowi do podróżowania jako takiego.
Jak wspólne z autorem podróże zmieniły bohaterów trzech historii? Trzeba przeczytać [edytowane – przyp.red].
Do plusów książki zaliczyć można na pewno prosty i bardzo przyjemny w odbiorze język, który sprawia, że czyta się ją szybko i przyjemnie. Michniewicz porusza wiele ciekawych tematów, aczkolwiek moim zdaniem poświęca im zbyt mało miejsca. Pisze o: pigmejach Baka, niewolnictwie i czarach w Afryce, a także historii, życiu codziennym i roli islamu w Arabii Saudyjskiej. Dla osób, które wspomnianą tematyką nigdy się nie interesowały będą one interesujące i niewątpliwie zachęcą do zgłębienia poszczególnych zagadnień. Bardzo dobra jest również oprawa graficzna, przy czym zaznaczam, że oceniam ją jedynie na podstawie wersji na czytnik Kindle. Mam co prawda pewne wątpliwości, czy warstwa multimedialna z linkami do dodatkowych materiałów jest potrzebna, niemniej jednak same fotografie ilustrujące poszczególne rozdziały są ciekawe i wpływają pozytywnie na lekturę.
W Swoją drogą są też fragmenty słabsze. Michniewicz zbyt często wysuwa samego siebie na pierwszy plan i można odnieść wrażenie, że te podróże zorganizował bardziej dla siebie, niż dla innych. Tak przynajmniej wynika z narracji, w której ocenia i opisuje swoich bohaterów jedynie przez pryzmat własnych doświadczeń oraz w stosunku do tego, co sam już przeżył.
Nie podobały mi się komentarze w stylu: a może po prostu zbyt wiele przejechałem już kilometrów, które Autor wplatał w swoje rozważania nad sensem podróży w miejsca, gdzie spotykamy się z niewygodami, które jemu przestały już wystarczać i nie dostarczają większych emocji. Podobnie było w rozdziale pierwszym: Te emocje, których on [Marcin] tak bardzo łaknie, mam na co dzień. Wszystko czego mu brakuje, mam pod dostatkiem. Dla mnie, jako czytelnika, tego typu narracja była chwilami irytująca i nie rozumiem sensu ciągłego podkreślania przez Michniewicza swojego podróżniczego doświadczenia. Szczególnie w konfrontacji z ludźmi, którzy go nie mają. Nie przekonały mnie także pewnego rodzaju oczywistości w stylu zdań: podróż zaczyna się od decyzji, które pasują raczej do takich autorów „złotych myśli” jak Martyna Wojciechowska czy Beata Pawlikowska.
Tomek Michniewicz: backpackerskie podróże nie są dla każdego
Z oceną recenzowanej książki mam pewien problem. Z jednej strony bardzo chętnie przeczytałbym publikację Tomasza Michniewicza, w której skupiłby się w całości na jednym temacie bądź miejscu. Taką, w której znalazłoby się miejsce zarówno dla wielu nieznanych szerszemu ogółowi faktów, a także na głębsze i dłuższe przemyślenia. Taką, w której jego osoba nie wyróżniałaby się za wszelką cenę, lecz zostawiłaby więcej miejsca swoim bohaterom. Myślę, że autor Swoją drogą ma do tego predyspozycje.
Z drugiej strony nie jestem do końca pewny, komu mógłbym najnowszą książkę Michniewicza polecić. Fani literatury podróżniczej i ci, którzy chcieliby wyruszyć w podróż, ale mają – podobnie jak bohaterowie Swoją drogą – pewne obawy i wątpliwości, powinni być usatysfakcjonowani. Nie wiem natomiast czy osoby, które zaczytują się w reportażach Kapuścińskiego, Tochmana i Terzaniego uznają ją za interesującą. Mam co do tego wątpliwości. Jako ciekawostkę i lekką lekturę, którą możemy przeczytać dla przyjemności – być może. Ale osobiście poleciłbym wybranie czegoś z szerokiego repertuaru wydawnictw takich jak Czarne czy W.A.B., które w ostatnich latach rozpieszczają zarówno miłośników reportaży, jak i książek podróżniczych.
Tomasz Michniewicz, Swoją drogą. Trzy podróże po inne życie, Wydawnictwo Otwarte 2014

