Robb jedzie dalej. I spotyka dobrych ludzi
Rowerem w stronę Indii, najnowsza książka Robba Maciąga, miała mieć tytuł Świat jest pełen dobrych ludzi. I szkoda, że tak nie zostało. Bo to bardziej o tym jest ta historia, a rower i Indie to tylko preteksty, by o tych dobrych ludziach opowiedzieć.
Tytuł już znacie, wszystko zatem jasne – Robb po swoich przygodach w Azji Południowo-Wschodniej, po raz kolejny siada na rower i wyrusza w drogę, za cel obierając Indie. Tym razem nie jedzie sam, tylko z koleżanką Anią. Nie jest też zrozpaczony, wręcz nawet przeciwnie – koleżanka Ania go mocno zachwyca. Co skutkuje nagromadzeniem w książce Euforii i Miłości (jak Robb, piszę z dużych liter :)), więc wielu osobom powinno się spodobać. Skutkuje czymś jeszcze, ale o tym przeczytacie sami.
Zresztą zostawmy ten wątek, bo w Rowerem w stronę Indii najważniejsza jest droga i to co z tej drogi wynika. Droga u Robba jest malownicza i pełna przygód, a wynikają z tej rowerowej jazdy spotkania, z których się dowiadujemy, że tych dobrych postaci tak na świecie dużo.
Bo Anka i Robb spotykają przede wszystkim takich zwykłych ludzi (choć zdarza im się też zahaczyć o obóz maoistów, ci jednak są mało rozmowni i nic większego z tego nie wynika), którzy z natury po prostu muszą być dobrzy.
Jest więc Massoud, który zgarnia pedałujących pod górę podróżników do swojej ciężarówki. A później jeszcze zabiera na nocleg do domu, wysyła całą rodzinę do kuchni i oddaje im do dyspozycji główny pokój, w którym ta rodzina zwykła na co dzień sypiać.
Jest rodzinka z irańskiego Sirdżanu, która zajeżdża im drogę, po to tylko, żeby wcisnąć jabłka i świeże pistacje.
Jest właściciel hotelu w pakistańskim Chichawanti, który od przemierzających jego kraj rowerzystów nie bierze kasy, co Robb podsumowuje tak:
O! I oto jest właśnie Pakistan, islam, dobry człowiek. Kolejność może sobie każdy wybrać sam.
Człowiek patrzący na Człowieka.
Handel wymienny.
Uśmiech za uśmiech.
Szacunek za szacunek.
Miłość za miłość.
Jest tych ludzi jeszcze więcej, są wszędzie i ładują głowy pozytywną energią.
Oprócz nich są kilometry i te fantastyczne kraje mijane po drodze i na kartkach książki. Turcja, Iran, Pakistan i zatłoczone Indie, w których, żeby odetchnąć, trzeba uciekać w Himalaje.
Jest w tej książce trud podróży (bo nie zawsze jest tak fajnie, jak się Wam może wydawać), są tanie hotele i niesamowite miejsca, w których nasza dwójka rozbija namiot, jest natrętna młodzież i jej głupie pytania (uwierzcie, że nie tylko odpowiedzi potrafią być takie), są codzienne radości, zdarzają się smutki. A i trochę ciekawostek się trafia. O historii, religii, o tym jak sobie w długiej podróży poradzić…
Co tu jeszcze napisać? Książka Robba jest dobra, bo prawdziwa w stu procentach. Bez ściem, bicia rekordów i napinania łydy (jak to sam jej autor czasem powiada). O tym, że każdy może wziąć rower i pojechać przed siebie.
Więc bierzcie i jedźcie. Bo (wspominałem Wam o tym, że pan Maciag to czasami taki podróżniczy filozof?): życie jest za krótkie, by snuć marzenia. Życie jest po to, by je przeżyć. Nie przeczekać, nie przesiedzieć, ale właśnie przeżyć.
Komentarze: Bądź pierwsza/y