Mołdawia to państwo wielkości województwa mazowieckiego, a Gagauzja jest przez nią połknięta. Takie państwo w państwie, wielkości powiatu. Nie ma ono żadnego miasta choć trochę podobnego do Warszawy. Jest tam za to Komrat. W centrum Komratu kury biegają po ulicach, a wino pędzi się w każdym domostwie. W Komracie również, jak i w innych pomniejszych miastach mołdawskich i gagauskich, przez kilka miesięcy mieszkała autorka książki, Judyta Sierakowska.

O tym zakątku Europy niezwykle rzadko słyszymy w mediach. Może faktycznie dlatego, że, jak twierdzi jeden z bohaterów reportażu Sierakowskiej Tam nic nie ma! ?

A po ile u Was gaz?

Z pewnością w Mołdawii nie ma zbyt wielu rzeczy, które kojarzyć mogłyby się z wielkimi podróżami, pięknymi widokami i szeroko pojętą rozrywką turystyczną. Są za to ludzie (o których z czułością opowiada autorka), marszrutki (które jeżdżą jak chcą), wino (które nawet przez ołtarzem stawiane jest w butelkach plastikowych), mamałyga (do której można się ponoć przekonać) i brak większych nadziei na zmiany.

Judyta Sierakowska ukazuje najbiedniejsze państwo Europy takim, jakie jest. Nie stara się kolorować szarych ulic, elewacji, rzeczywistości. Opisuje Mołdawię i swoją w niej obecność z dużą dozą ironii i autoironii, ukazując jednocześnie poszczególne osoby zamieszkujące ten region. Folklor i tradycje, małe zdarzenia dnia codziennego.

Początkowa narracja zdradza, że do czynienia będziemy mieć jedynie z dziennikiem podróży, zapisem zdarzeń, jednak okazuje się, że nie do końca tak jest. Czytelnik również dość szybko przyzwyczaja się do z początku dość swobodnego sposobu prowadzenia narracji. Oddaje on jednak opisywane miejsca i ludzi. Oddaje Mołdawię, z wszystkimi jej dziwnościami, niedorzecznościami. Bo, choć biednie – jest tam, jak się wydaje, po prostu swojsko. Każdy napotkany człowiek stara się w czymś pomóc, a po kieliszku wódki lub szklance wina stajesz się niemalże rodziną. Ach, no i niemal zawsze ktoś zapyta obcokrajowca: skolko stoit gaz?

Sierakowska opisuje swoją samotną podróż przez Mołdawię, Gagauzję i Naddniestrze. Dowiadujemy się wiele o Polakach w Gagauzji – autonomicznym regionie Mołdawii. Autorka bowiem, przez te kilka miesięcy pobytu w tym dziwnym, postkomunistycznym kraju, wciela się znienacka również w inną rolę – uczy gagauskie dzieci polskiego, przygotowuje je do egzaminu na Kartę Polaka. Naszego języka Gagauzi uczą się wyjątkowo chętnie, bo kojarzy im się „bogato”. Wielu z nich wyjeżdża do Polski za chlebem, podobnie jak do innych krajów europejskich.

A to wszystko ma miejsce w tyglu kultur, w państwie, w którym obywatele nawet nie znają swojego narodowego języka.

Mamałyga nie kipi, a wino trzeba pić!

Według autorki Mołdawianie to ludzie wyjątkowo spolegliwi. Godzą się ze swoim losem, wobec przeciwności losu raczej pozostają bierni. Spokojni (jak mówią o sobie samych: Mamałyga nie kipi!), nie reagują zbyt pochopnie, żeby przypadkiem się nie zdenerwować (bo i po co!). I, o ile te stwierdzenia mogą wydać się krzywdzące w ocenie poszczególnych osób, to z pewnością znakomicie oddają działania mołdawskiego rządu.

W książce Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina znajdziemy sporo komentarzy dotyczących współczesnej polityki i tego, jak wpływa ona na obywateli Mołdawii. Bo przecież nic tak dobrze nie może tłumaczyć wszystkiego tego, co wokół, jak rząd, który przez dwa i pół roku jakoś… nie potrafił wybrać prezydenta.

Judyta Sierakowska nie miała łatwo. W kraju, w którym w każdym domu pędzi się wino, a status miasta podnosi obecna w nim winiarnia – trzeba pić. Po prostu. Nie ważne, czy jest się mężczyzną, czy kobietą. Nieważne ile, byle dużo, na zdrowie. Mięso jest przecież drogie, a wino – tanie. Nieopodal Kiszyniowa spotkać można fontanny z winem, a w październiku Mołdawianie obchodzą Narodowe Święto Wina.

Są jednak lepsi w czymś i od nas, i od Rosjan. Mołdawianie zajmują pierwsze miejsce w piciu. 19,2 litra czystego alkoholu na głowę rocznie – to zobowiązuje.

Naddniestrzańska Republika Mołdawska

Pod koniec swojego pobytu w Mołdawii autorka odwiedza też lewobrzeżny Dniestr. Naddniestrzańska Republika Mołdawska, znana również jako Naddniestrze, to autonomiczny skrawek Mołdawii, od 1990 roku chcący być uznawany jako oddzielne państwo. Na arenie międzynarodowej uznawane jest jednak wyłącznie przez Osetię Południową i Abchazję (również protektorat rosyjski).

To para-państwo ma własną walutę, godło, hymn narodowy. Mołdawianie z reguły tam nie jeżdżą, to już za granicą. Trzeba się meldować na posterunku policji (a poza tym – nic tam nie ma!). Jednak Sierakowska opisuje świat trochę z innej bajki. W porównaniu bowiem z Gagauzją, Naddniestrze to Ameryka. Tym bardziej, że co chwilę spotkać można napis Sheriff, nazwę konsorcjum, zarządzanego przez syna byłego prezydenta i kontrolującego m.in. sieć supermarketów i stacji benzynowych. Jakoś tak w ogóle bardziej czysto, sklepy z zapełnionymi półkami i brak kur na drogach miejskich. Są za to wojskowi. Mimo, że wojna zakończyła się dość dawno, na terenie Naddniestrza stacjonuje obecnie około 1800 rosyjskich wojskowych.

Mołdawianie i Naddniestrzanie nie chcą za wiele wiedzieć o sobie nawzajem. Koegzystują, przytuleni do siebie geograficznie, ekonomicznie rozłączeni. Problem ma tylko turysta, z przeliczaniem walut.

Jest jednak coś, co łączy te dwa światy ponad podziałami. Coś, do czego nawet polityka nie może się wmieszać. Piłka nożna.

Na obrzeżach stolicy Naddniestrza, Tyraspola, dumnie ścielą się też sportowe hektary Sheriffa. Nowoczesny stadion piłkarski, pięć boisk treningowych, hala sportowa, kasyno, pięciogwiazdkowy hotel i Bóg wie co jeszcze.
Piękne, okazałe, dostojne, europejskie. Podobno koszta budowy to to 200 mln dolarów i to drugi pod względem nowoczesności kompleks futbolowy w Europie.

Tu, na ten stadion na mecze przyjeżdżają autokary z Kiszyniowa. Tutaj piłkę kopie mołdawski Zimbru Kiszyniów z naddniestrzańskim Sheriff Tiraspol. Tutaj tylko sport jest ponad podziałami. Naddniestrze i Mołdawia wszystko mają odmienne, ale liga piłkarska jest wspólna. Kopać piłkę można razem.

Judyta Sierakowska, Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina, Bezdroża 2014.

Ola Karmowska

Kocha ciekawych ludzi i rozmowy. Kocha podróże – zwłaszcza na Wschód. Potrafi liczyć na palcach „po chińsku”. Robi w książkach i literach. Zasypia przy opowieściach.

Komentarze: Bądź pierwsza/y