To była pierwsza podróż. Myślę, że w tym przypadku to dość dobre słowo, bo podróżowanie, choć ma z milion definicji, dla mnie jest po prostu przemieszczaniem się z punktu A do punktu B. Z tym wszystkim co wydarza się pośrodku. Więc punktem A był Rzeszów, punktem B było Delhi. Był rok 1999.
1. PAKISTAN, Quetta. Po jakimś tygodniu jazdy autobusami dotarliśmy do pakistańskiego miasta Quetta, gdzie przyszedł czas by przesiąść się na pociąg. Wszystko tu było jakieś kosmiczne. Nie tylko pan z drzewem beztrosko spacerujący po torach. Dziwili nas też bezdomni koczujący na peronach, żebrzące dzieci i same pociągi niczym nieprzypominające tego, do czego przyzwyczailiśmy się mieszkając w pięknej Polsce. (Fot. Grzegorz Król)
Wreszcie wygrzebałem te zdjęcia. Inspiracją był tekst Łukasza Supergana Jak zrobić pokaz zdjęć z podróży? A właściwie sam jego początek:
Zabrałem wtedy w góry moją pierwszą lustrzankę z obiektywem 50 mm oraz jedenaście rolek slajdów. Miałem do dyspozycji czterysta klatek na prawie studniową podróż, możecie się więc domyśleć, że dobrze się zastanawiałem mając nacisnąć spusty migawki w aparacie.
Ja miałem pojechać na moje pierwsze, zagraniczne wczasy. I to do Indii (jak to wtedy brzmiało). Lądem. Przez Iran i Pakistan (brzmiało jeszcze lepiej!)
Kupiłem Nikona FG, z obiektywem 50 mm. Miałem do tego dziesięć filmów, trzysta sześćdziesiąt klatek na miesiąc podróży. Przeliczyłem to dokładnie – wychodziła klisza na trzy dni. I postanowiłem nauczyć się robić zdjęcia.
Kilka ponoć nawet wyszło. Reszta to będą ochy i achy, takie jak na przykład opony z Dębicy w pakistańskim Lahore albo nieostry słoń na środku ulicy. No bo powiedźcie sami – ile razy widzieliście słonia, który niczym wielka, sterowana przez dwóch operatorów koparka, powoli sunie przez środek miasta?
2. PAKISTAN, Lahore. Pociąg po kilkudziesięciu godzinach jazdy dowiózł nas do miasta Lahore. Zanim dostałem czterdziestostopniowej gorączki, która skutecznie unieruchomiła mnie na trzy dni, dostrzegłem przed hotelem to. Prawdziwy cud, podkarpacka gospodarka podbijająca azjatyckie rynki. (Fot. Grzegorz Król)
3. PAKISTAN, Lahore. Dzikie tłumy na ulicach, człowiek obok człowieka, między tą ciżbą wózki, wózeczki, riksze, krowy, rowery, samochody, dzikie zwierzęta, transportery opancerzone. No dobra, transporterów nie było, ale i tak wyjście na miasto robiło całkiem niezłe wrażenie... (Fot. Grzegorz Król)
4. PAKISTAN, INDIE, granica w Attari. Uwielbiam przejścia graniczne, a to było wyjątkowo doskonałe. Na świeżym powietrzu, w palącym słońcu, z pieczątkami jakich Poczta Polska używała pewnie ze sto lat temu. (Fot. Grzegorz Król)
5. INDIE, w drodze do Delhi. Indie były przedziwne. Wioski ciągnęły się kilometrami, dzieci w mundurkach szły do szkoły, a z nas pot lał się strumieniami. Jedząc ogórki z solą, doszliśmy do wniosku, że lipiec to nie jest dobry czas na wycieczki w tamte rejony. (Fot. Grzegorz Król)
6. INDIE, Amritsar. Na szczęście w tanich hotelikach, z których namiętnie korzystaliśmy, zazwyczaj były wiatraki. Urządzenia te, przy użyciu odrobiny wyobraźni, dawały nam złudne poczucie pobytu na wczasach w nadmorskim kurorcie. (Fot. Grzegorz Król)
7. INDIE, Amritsar. Tak jak nam obiecywano - Indie okazały się kolorowe, egzotyczne i pełne zapachów, od których nieraz kręciło się w nosie. Od woni z ulicznych rynsztoków i klozetów, które zdecydowanie przeważały, dużo bardziej woleliśmy te na straganach i bazarach. (Fot. Grzegorz Król)
8. INDIE, Amritsar. Gdy się cofniemy w czasie to jest 15 lipca, a rześki staruszek z biura podróży sprzedaje nam bilety na autobus do Delhi. I jaką ma wspaniałą mapę za plecami. Czyż nie jest to piękna chwila? (Fot. Grzegorz Król)
9. INDIE, Amritsar. Złota Świątynia Sikhów w świętym mieście Armitsarze. Warto zajrzeć do przewodnika, bo ja pamiętam tylko tyle, że na tę lśniącą kopułę zużyto kilkadziesiąt ton złota, a w środku znajduje się święta księga. W oryginale. (Fot. Grzegorz Król)
10. INDIE, Amritsar. Wokół Złotej Świątyni jest jezioro. Jeśli jesteś Sikhem, kąpiel działa oczyszczająco. Jeśli pochodzisz ze środkowej Europy, lepiej nie zanurzać się w tej wodzie. Podobno może tam mieszkać zła ameba. (Fot. Grzegorz Król)
11. INDIE, Amritsar. No wiadomo, młodzież garnie się do obiektywu. Chociaż był to jeszcze czasy, że nie można było od razu zobaczyć swojej twarzy na ciekłokrystalicznym wyświetlaczu, to i tak było wesoło. (Fot. Grzegorz Król)
12. INDIE, Amritsar. Dzieci dawały się fotografować jeszcze chętniej. Jak zawsze. (Fot. Grzegorz Król)
13. INDIE, Amritsar. To w ogóle były wspaniałe czasy do podróżowania. Nawet w Indiach widok turysty wzbudzał zaciekawienie wśród miejscowych. O Iranie, czy Pakistanie nie wspominając. (Fot. Grzegorz Król)
14. INDIE, Delhi. Wspomniany wcześniej słoń przypominający koparkę. Chociaż, jakby się tak mocniej zastanowić, to może raczej koparki przypominają słonie. (Fot. Grzegorz Król)
15. INDIE, Delhi. Co tu dużo pisać - zwykła ulica w mieście zamieszkiwanym oficjalnie przez ponad jedenaście milionów mieszkańców. To zdjęcie lubię do dziś. (Fot. Grzegorz Król)
16. INDIE, Delhi. Opowiem o tym chłopcu po lewej. Siedzieliśmy we dwóch na krawężniku, jak podszedł i poprosił o kilka rupii. Był sympatyczny, dostał dyszkę. Ucieszył się tak bardzo, że kupił nam jakieś wiśnie w słodkim, lepkim syropie. Później chciał wysępić coś od jakichś Amerykanów wysiadających z taksówki. Nic mu nie dali więc wrócił, zrobił poważna minę i rzekł coś w stylu: "Your give me ten rupees, i'm happy, they don't give me, I'm also happy". Zrobiło się jeszcze bardziej słodko, lepki syrop ściekał nam na koszule. (Fot. Grzegorz Król)
17. INDIE, Delhi. Bieda, olbrzymie kontrasty społeczne, żebrzące matki z dziećmi na rękach i samochody, na które nas nie będzie nigdy stać. Taki zwykły, codzienny obrazek. (Fot. Grzegorz Król)
18. INDIE, Delhi. Obrazek jeszcze zwyklejszy. Święte krowy są wszędzie, na ulicach, bazarach, dworcach kolejowych, gdzie stoją z tobą w kolejce do kasy. Najpierw nie możesz uwierzyć, szybko się jednak idzie przyzwyczaić. (Fot. Grzegorz Król)
19. INDIE, Agra. W 1999 roku nosiłem jeszcze sandały i targałem ze sobą przewodnik, żeby bez problemu trafić w piękne miejsca. Tadż Mahal bez wątpienia zasługuje na to żeby go dotknąć, położyć się na trawie i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Nie wahając się ani chwili postanowiłem poświęcić jedną klatkę. (Fot. Grzegorz Król)
20. INDIE, Agra. Czasem nawet w Indiach musi być porządek, a buty przed wejściem do świątyni należy zostawić w szatni. (Fot. Grzegorz Król)
21. NEPAL, w drodze do Kathmandu. Ponieważ po wyruszeniu z Rzeszowa udało nam się dotrzeć do Delhi w ciągu dwóch tygodni, zostało nam trochę czasu i postanowiliśmy podbić Nepal. Oczywiście na dachu autobusu, co było w tych czasach dozwolone i bardzo, ale to bardzo, cool. (Fot. Grzegorz Król)
22. NEPAL, Katmandu. Koza na słoniu. Gdybym wtedy miał fejsbuka, lajki sypały by się po dziś dzień. (Fot. Grzegorz Król)
23. NEPAL, Katmandu. Cały czas biednie. Tu na schodach prowadzących do Swayambunath - jednej z najważniejszych buddyjskich świątyń w Nepalu. (Fot. Grzegorz Król)
24. NEPAL, Katmandu. To zdjęcie będzie ostatnie. Dzięki niemu odkryłem, że już piętnaście lat temu zaczynałem być łysy. Poza tym jest tu cała ekipa. W białej koszulce Jędrek, który został marynarzem, po bokach nauczyciele - Krzysztof (który wpadł na pomysł tej całej przygody) i Janusz (który tak źle znosił przejażdżkę przez Iran i Pakistan, że tuż po przekroczeniu indyjskiej granicy, postanowił upić nas piwem, to było doskonałe popołudnie). (Fot. Grzegorz Król)
Komentarze: 6
Robb 12 sierpnia 2014 o 14:33
Grzechu, co to za insta? :D
OdpowiedzEwa 13 sierpnia 2014 o 9:37
Grzegorzu, zaiste prawdziwy z Ciebie podróżnik, skoro podróżujesz na dachu autobusu.
OdpowiedzGrzegorz Król 13 sierpnia 2014 o 9:49
ewka, daj spokój, to było tak dawno. teraz nie jestem już taki szalony.
OdpowiedzOsmol 14 sierpnia 2014 o 17:39
5 lat temu w Nepalu też można było jeździć na dachu autobusu ;) Drogę z Birethanti do Pokhary do dziś wspominam jako jedną z najprzyjemniejszych jaką przejechałem. I to poczucie po spojrzeniu na porozbijane barierki, że jak będziemy spadać w przepaść, to może jednak uda mi się zeskoczyć ;)
Wiatr na łysinie i te ośnieżone szczyty…. :)
OdpowiedzMagia, moc i wolność!
addam 16 sierpnia 2014 o 23:00
„W 1999 roku nosiłem jeszcze sandały(…)” – a już nie nosisz? ;)
Odpowiedzrangzen 29 sierpnia 2014 o 9:47
Całkiem niezła fotohistoria. I jeszcze momentami ta ironia w tle…
Odpowiedz