Co się dzieje kiedy spotka się dwójka ludzi kochających góry i jazdę na rowerze? W przypadku Kasi i Andrzeja było to proste: zabrali rowery w góry na cztery miesiące. Planowana trasa: Himalaje, Karakorum, Pamir.

W rozmowie z Kasią, przeprowadzonej przed ich wyjazdem, można przeczytać o przygotowaniach do takiej podróży, obawach, ale i o pasji dwojga ludzi. Wyprawa Nonstopadventure już trwa. Plan zakładał start z Duszanbe w Tadżykistanie, a po prawie siedmiu tysiącach kilometrów mieli wylądować w Kathmandu.

Trasa uległa jednak zmianie: ze względu na lokalny konflikt, który wybuchł w Tadżykistanie, przejazd przez Pamir i Karakorum stał się niemożliwy. Aktualnie Kasia i Andrzej są w Indiach i zmierzają ku Himalajom.

O trudnościach jakie spotkali możecie poczytać na ich blogu Nonstopadventure. A o tym jak w tym samym czasie ułożyły się losy Jaśka i Borera, którzy zakładali pedałowanie przez podobną trasę (i którym też patronujemy) w ich raporcie z pola walki.

Wkrótce wieści od obu ekip, a teraz – zapraszamy do poczytania rozmowy.

– Jak długo już sobie śmigacie na rowerze?

– Powiem tak… do tej pory wszystko było raczej amatorskie, ale ja już jako dzieciak jeździłam po Beskidzie Wyspowym z tatą, a potem sama. Andrzej miał podobnie. Oboje jednak głównie w Polsce. W moim przypadku nie były to jakieś wielkie wyprawy, ale jednak troszkę więcej niż taka rekreacyjna jazda. Przede wszystkim góry, zdarzały się dystanse po dwieście kilometrów dziennie.

– Jaki miałaś największy przejazd dotychczas?

– Mój największy to z Krakowa do Gdańska w zeszłym roku. O tyle to było dla mnie większe przedsięwzięcie bo pokonywałam codziennie duże dystanse. W ciągu czterech dni średnio od stu osiemdziesięciu do dwustu dwudziestu kilometrów dziennie i czułam to bardzo w nogach. Pomimo tego, że początek drogi był bardzo płaski.

– Jak wygląda „droga rowerowa” z południa Polski na północ?

– Masz wybór. Albo sobie jedziesz takimi drogami przez wioski, przejazd zajmuje więcej czasu i łatwiej jest zgubić odpowiednią drogę. Ze względu na moją kiepską orientacje w terenie jechałam jednak głównymi, ponumerowanymi drogami. Dla mnie tak było łatwiej i nie zgubiłam się ani razu :)

– Opowiedz trochę o waszych rowerach na których będziecie podróżować w najbliższym czasie.

– Więc tak. Sama rama jest już oryginalna, pochodzi z lat 90-tych i jest polichromowana. Jest to o tyle ważne, że jak coś nam się przytrafi na drodze, jakaś usterka na przykład to można ją łatwo zespawać, zwłaszcza w Azji Centralnej, gdzie miejscowi nie mają za bardzo sprzętu do naprawy ultranowoczesnych rowerów. Także postanowiliśmy zainwestować w stare rowery.

– To są rowery specjalnie złożone na tą wyprawę?

– Kupiliśmy je od Marcina Chrobaka pod Krakowem, który pasjonuje się takimi retro rowerami i trzyma pieczę nad naszym sprzętem. Przed wyprawą jeszcze wszystko dopracuje…

– Ale rowery już gotowe?

– Mamy sprzęt, mamy części zapasowe, ale nie wszystko jest już dopięte na ostatni guzik.

– Była już jazda próbna?

– Tak, byliśmy w Jurze trochę pojeździć, wszystko wymaga jeszcze jakiś drobnych regulacji, ale działają i śmigają co najważniejsze i czuć, że udźwigną bagaże.

– Ile będziecie mieli bagażu?

– Trzydzieści kilogramów na osobę

– Co będzie w takim bagażu?

– Wszystko :) Ubrania, garnki, butla z gazem, zapasowe części, śpiwory, namiot, materace, sprzęt fotograficzny. Zapas rzeczy na 4 miesiące.

– Mieliście już okazje do wspólnego podróżowania?

– Właśnie nie! Trochę się tego obawiamy. Znamy się już dwa lata, część czasu żyliśmy na odległość i nie mieliśmy jeszcze okazji do wspólnej podróży. To też jest dla nas duży sprawdzian, ale będzie okej! Dla mnie ta podróż jest czymś zupełnie nowym i podchodzę do niej z wielką ciekawością. Mam nadzieje, że to początek wielkich podróży, zobaczymy!

– Łączą Cię z Andrzejem wspólne pasje?

– Jasne! Generalnie jesteśmy do siebie podobni. Oprócz podróżowania i rowerów to kultura przede wszystkim. Andrzej uwielbia góry, ja mam mniejsze doświadczenie, ale też się w to trochę bawię właśnie dzięki niemu. Kręcą nas podobne rzeczy.

– Powiedz mi szczerze, czy siedem tysięcy kilometrów na rowerze Cię nie przeraża?

– Wiesz co… nie :) Bo tak naprawdę siedem tysięcy kilometrów, ale codzienne dystanse nie będą duże. Średnio około pięćdziesiąt kilometrów dziennie, ale podejrzewam, że będzie więcej. Bardziej przerażają mnie przewyższenia, jazda pod górkę około trzech tygodni, a w wielu przypadkach pewnie pchanie roweru a nie jazda, zwłaszcza, że nie będziemy jechać często po asfalcie. Mimo wszystko nie zniechęca mnie to w ogóle. Obawiam się upałów i tego jak zareaguje na to mój organizm.

Czekają nas ogromne zmiany pogodowe. Najpierw będzie gorąco, czasem i czterdzieści stopni. Im wyżej w góry tym coraz chłodniej więc będą duże przeskoki temperaturowe. Z dwojga złego chyba bardziej wole przymrozki, czuję, że przy upale uciekają mi siły i pokonuje znacznie mniejszy dystans.

– Nigdy nie byliście nigdzie razem, skąd więc pomysł na tak daleką i męczącą podróż?

– Przede wszystkim dlatego, że Andrzej kocha góry i zaczął planować tą wyprawę już dwa lata temu. Tak się złożyło, że nasze drogi się zetknęły i Andrzej zaproponował mi, żebym pojechała z nim. Nie wiem czy kiedykolwiek będziemy w stanie zdobywać góry alpinistycznie, dlatego połączenie dwóch pasji – roweru i gór zaowocowało tą podróżą i jest w ramach naszych możliwości, zarówno finansowych, fizycznych jak i psychicznych. Znaleźliśmy po prostu złoty środek.

– Podzieliliście sobie wyprawę na cztery etapy. Czekasz na któryś szczególnie?

– Wiesz co, ciężko powiedzieć. W każdym kraju, regionie, paśmie górskim jest coś co mnie zachwyca. Nie ukrywam, że czekam na Himalaje, ale również na Pamir, na spotkania z mieszkańcami Kirgistanu. To tak naprawdę są umowne etapy, ale w każdym z nich czeka na nas coś fajnego.

– A który z etapów zapowiada się najtrudniej?

– Osobiście obawiam się najbardziej pierwszego, a raczej początku wyprawy, żeby się wdrożyć w nowy klimat, odmienną kulturę i znieść wysiłek fizyczny. Od strony techniczniej to najciężej będzie chyba w Himalajach ze względu na najwyższe przełęcze. Jak już wjedziemy do Nepalu to zostanie nam 1500 kilometrów do końca i zacznie się robić luźniej. Nie mówię, że z górki, ale nie będzie już takich dużych podjazdów.

– Waszym celem jest Nepal?

– Poniekąd tak. Musimy tam dojechać bo mamy stamtąd lot do Polski pod koniec listopada.

– Czyli nie ma do końca pełnej swobody w pedałowaniu. Gdzieś musicie zdążyć.

– Dokładnie tak. Nie będziemy mogli sobie odbijać daleko z zaplanowanej trasy. Problem jest z terminami wiz. Na podróż po Pakistanie mamy miesiąc. Indie wydają wizę na trzy miesiące, ale od momentu wydania, a nie wjazdu do kraju. Tak więc z Indii musimy wyjechać na początku października. Jak widać mamy terminy których musimy się trzymać…

– Był problem z dostaniem wiz?

– Straszny! To jest proceduralna katastrofa. Potrzebujemy siedmiu wiz, każda z nich kosztuje, a ponadto mamy problem z paszportem Andrzeja, który gdzieś zaginął na trasie Berlin-Polska. Liczymy, że się odnajdzie. Nie mamy jeszcze wszystkich wiz. Ja czekam na Indie i Chiny, na miejscu załatwimy sobie Nepal. Problem jest z Pakistanem. Chcieliśmy sobie załatwić wizę na przejściu granicznym z Chinami, ale jak się okazało niedawno, na granicy nie można dostać wiz. Po prostu nie wydają i już.

W Polsce nie jest tak łatwo to załatwić bo MSZ odradza wyjazd do Pakistanu… Ale tak naprawdę wszystko zależy od Ambasadora. Trzeba się liczyć ze zwrotami akcji w czasie planowania takiej podróży. Bo co z tego, że masz obmyślony każdy kilometr trasy jak może Ci zginąć paszport, albo ktoś nie wyda Ci głupiego papierka. No i co wtedy?

Także mamy jakiś obraz w głowie tego wszystkiego, ale zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko pójdzie zgodnie z planem.

– Jak będzie wyglądało wasze jedzenie i spanie?

– Będziemy spać tam gdzie się nam spodoba :) Trochę suchego prowiantu bierzemy z Polski, trochę będziemy sobie gotować, ale generalnie jemy co będzie!

– Wasza trasa przebiega przez jakieś wioski?

– Tak. Nie będą to jakieś duże miasta. Słyszeliśmy z opowiadań, że ludzie są tam bardzo gościnni mimo tego, że niewiele mają. Możliwe, że skorzystamy z couch surfingu. Sprawdzałam i kilku couch surferów tam jest!

– Jak wygląda wasza kondycja fizyczna i psychiczna?

– Powiem tak – zawsze może być lepiej. Wiadomo, że nie jesteśmy na poziomie olimpijskim, ale znając swoje możliwości fizyczne myślę, że będzie dobrze! O Andrzeja w ogóle się nie martwię. Psychicznie jest spoko. Mamy jeszcze troche czasu do wyjazdu. Czytałam też o sytuacji politycznej w tamtym rejonie świata, żeby nabrać jakiejś świadomości, ale doniesienia medialne to jest jedno, a rzeczywistość może wyglądać zupełnie inaczej. Warto wiedzieć co się dzieje i sprawdzać sytuacje na bierząco, ale warto też tam pojechać i to zobaczyć na żywo. MSZ odradza nam jednak ten Pakistan…

– A jak MSZ to argumentuje?

– Że jest niebezpiecznie, zwłaszcza po śmierci Bin Ladena. Że jest to skupisko terrorystów i jest bardzo niespokojnie.

–  Ciekawe co o tym wszystkim myślą miejscowi. Zapytasz ich?

– Zapytam! Wiadomo jak działają media, żywią się sensacją i rozdmuchują pewne sytuacje, myślę, że BARDZO źle się tam nie dzieje.

– Zwłaszcza, że to jest duży kraj i przecież nie na każdej drodze jest niebezpiecznie.

– No właśnie. Wiadomo, że przy granicy z Indiami jest mniej spokojnie, ale ogólnie sytuacja nie jest zła.

– To na koniec powiedz jeszcze co Cię najbardziej kręci w tej wyprawie?

– Wszystko! Dla mnie to jest ogromny sprawdzian jak sobie dam rade fizycznie, sprawdzian jak my się dogadamy będąc ze sobą 4 miesiące dzień w dzień raczej w ciężkich warunkach. Kręcą mnie góry, coś tak pięknego, ogromnego, czego nie da się w ogóle opisać! Kręci mnie odmienna kultura i styl życia.

Samia Grabowska

Czasem gdzieś jedzie. A jak nie jedzie to jej myśli wędrują daleko :) Dalej niż mogłyby ją zaprowadzić nogi.

Komentarze: Bądź pierwsza/y