Ekipa lekarzy-wolontariuszy przez kilka tygodni pracowała w kenijskim szpitalu. Oto ich wrażenia z oddziałowego życia i obserwacje na temat kenijskiej służby medycznej.

Kenia to kraj kontrastów. Obok niesamowitego bogactwa przyrody spotkaliśmy się z ogromną biedą, która jest widoczna w wielu aspektach funkcjonowania kraju. Jednym z poważniejszych problemów, z którymi boryka się Kenia, dotyczy opieki zdrowotnej.

W krajach rozwiniętych, do jakich zalicza się Polska, dostęp do podstawowej opieki mają wszyscy obywatele. Nie brakuje u nas wykwalifikowanej kadry medycznej, sprzętu diagnostycznego, różnorodnych możliwości terapii, ośrodków, które oferują usługi na światowym poziomie. Polscy lekarze mają możliwość doszkalania się w ośrodkach na całym świecie.

W Kenii kwestia ta wygląda zgoła odmiennie. Szpitali jest niewiele, diagnostyka jest mocno ograniczona, różnorodność terapii niewielka, a lekarze opiekują się często kilkudziesięcioma pacjentami jednocześnie, co siłą rzeczy przekłada się na jakość leczenia.

Nie sposób porównać naszych wielkich szpitali, posiadających niejednokrotnie po kilkaset łóżek, znajdujących się często na bardzo specjalistycznych oddziałach, do większości kenijskich ośrodków medycznych. W tych drugich, jedyny podział na oddziały, jaki istnieje to często po prostu podział na oddział męski i żeński. Na nich można zaś spotkać chorych z przeróżnymi jednostkami chorobowymi. Pacjenci często leżą w jednej dużej sali, a przestrzeni między łóżkami jest naprawdę niewiele.

Szpital szpitalowi nierówny

Ale i w Kenii szpital szpitalowi nie równy. Ogólnie można je podzielić na trzy grupy: publiczne, prywatne i misyjne. Szpitale publiczne przeznaczone są dla wszystkich obywateli. Podobnie jak i prywatne. Z tym że, na te drugie mało kogo stać. W nich leczy się głównie klasa wyższa, a więc zdecydowana mniejszość społeczeństwa.

Dla większości obywateli ratunkiem bywają szpitale misyjne, prowadzone przez misjonarzy, którzy niekiedy mają także ukończone studia medyczne. Ośrodki tego typu, oprócz leczenia chorych, niejednokrotnie prowadzą domy opieki dla osób niepełnosprawnych oraz sierocińce dla dzieci. Mimo że ośrodkami tymi kierują osoby duchowne, to często zatrudniają także świecką ludność lokalną, niosąc pomoc chorym i dając jednocześnie miejsca pracy.

Szpitale misyjne zakładane są w najbiedniejszych regionach Kenii. Poziom usług tego typu szpitali odbiega od naszych europejskich standardów, ale mimo to stoi na dość wysokim poziomie. Bez takich ośrodków śmiertelność na obszarach, na których się znajdują, byłaby znacznie większa, gdyż miejscowa ludność byłaby pozbawiona możliwości kontaktu z jakimkolwiek lekarzem.

Kilku lekarzy, kilkuset pacjentów

Jednym ze szpitali misyjnych jest szpital w wiosce Chaaria, w którym pracowaliśmy. Ośrodek ten założony został przez zgromadzenie św. Benedykta Cottolengo i oprócz pomocy chorym, oferuje także opiekę osobom niepełnosprawnym. Ponadto szpital jest miejscem pracy Kenijczyków z okolicznych wiosek. Ludzie pracują nie tylko w szpitalu, ale także wokół niego, sprzedając artykuły spożywcze czy organizując transport dla personelu medycznego, pacjentów i ich rodzin.

Głównym problemem tego, jak i każdego innego kenijskiego ośrodka zdrowia, jest brak wykwalifikowanej kadry medycznej. Często spotyka się szpitale, w których pracuje zaledwie kilku lekarzy, a pacjentów wymagających leczenia jest kilkaset. W szpitalu w Chaarii pracuje tylko trzech lekarzy. Pozostały personel stanowią tzw. clinical officers, czyli osoby po skończonej szkole medycznej, w której nie wykłada się jednak przedmiotów zabiegowych.

Clinical officers nie mogą zatem wykonywać skomplikowanych operacji, ale posiadają kwalifikacje, żeby leczyć pacjentów znajdujących się na oddziałach chorób wewnętrznych. Sami zaś lekarze natomiast często nie posiadają konkretnej specjalizacji, bo ze względu na małą liczbę medyków, nie ma miejsca na tak wąskie dziedziny jak laryngologia, okulistyka czy urologia.

Aby nieść pomoc trzeba znać zatem podstawy niemal wszystkich specjalności medycyny. Dlatego też tamtejsi lekarze, kiedy trzeba, muszą przeprowadzić operacje urologiczną, ginekologiczną, odebrać poród, leczyć dzieci oraz dorosłych na oddziałach ogólnych. Nierzadko sami wykonują znieczulenie przewodowe, a zaraz po tym przeprowadzają operację. Często spotyka się więc lekarzy będących jednocześnie internistami, chirurgami, pediatrami, a nawet anestezjologami.

Wolontariat obniża koszty

W tych warunkach ogromną pomocą są wolontariusze. Osób, które bezinteresownie chcą nieść pomoc potrzebującym jest w Kenii naprawdę dużo. Najczęściej są to studenci medycyny, pielęgniarstwa, lekarze stażyści, a nierzadko również lekarze specjaliści. Najbardziej jednak brakuje osób zajmujących się ogólną opieką nad chorymi oraz ich pielęgnacją.

Ale brak personelu medycznego to niejedyny problem, z jakim boryka się kenijska służba medyczna. Kolejnym jest brak odpowiedniej diagnostyki oraz leków. Zdarza się, że szpitale nie posiadają sprzętu, który w znanych nam z polskich szpitali warunkach, stanowi podstawę postawienia rozpoznania. Nie jest zatem rzadkością, że w celu wykonania na przykład zdjęcia rentgenowskiego, wysyła się pacjentów do znacznie oddalonych ośrodków. Przedłuża to leczenie i może doprowadzić do powikłań.

Największy jednak problem tkwi w braku środków finansowych. Nie tyle nawet samych szpitali, co pacjentów. To oni płacą za leczenie i, choć w przypadku szpitali publicznych są to bardzo niewielkie sumy, to i tak stanowią ogromną przeszkodę w korzystaniu ze służby zdrowia. W tych warunkach rozwiązaniem problemu nie jest zapewnienie większego dostępu do najnowszych form terapii lub nowoczesnych sposobów diagnostyki, gdyż większości chorych i tak nie byłoby na nie stać.

I tu z pomocą przychodzą szpitale misyjne. Choć również i w nich koszty leczenia ponoszą pacjenci, to są to jednak sumy znacznie niższe niż w innych szpitalach. Niejednokrotnie spotkaliśmy też z sytuacją, kiedy pacjenci leczeni byli za darmo. Nie jest to możliwe w szpitalach publicznych, a tym bardziej prywatnych. Z tego powodu Kenijczycy nierzadko decydują się na pokonanie odległych dystansów, by szukać pomocy w ośrodkach misyjnych.

W ośrodku w Chaarii dwóch lekarzy pracowało całkowicie za darmo. Obecność wolontariuszy, takich jak my, także obniża koszty placówki, dzięki czemu możliwe jest leczenie za niewielką cenę. A potrzebujących pomocy jest naprawdę dużo. My przez cały czas naszego pobytu pracowaliśmy na całodobowym dyżurze i byliśmy do dyspozycji przez cały czas, gdyż taka była konieczność.

W zamian za to przeżyliśmy niezwykłą przygodę i poznaliśmy zupełnie inny świat, inne warunki pracy, które są zupełnie odmienne od tych, które znamy.

Chaaria 2012

Trójka absolwentów Wydziału lekarskiego w wyprawie do Afryki, której celem jest niesienie pomocy medycznej w jednym z Kenijskich szpitali. Blogują na Projekt Chaaria2012.

Komentarze: Bądź pierwsza/y