Valparaiso sprayem malowane
Valparaiso to jedno z najbardziej kolorowych miast świata i jednocześnie kulturalna stolica Chile. Autobusy z Santiago jeżdżą tu co dwadzieścia minut. Latem to najbardziej oblegany kurort chilijski. Bez obaw jednak – każdy znajdzie miejsce dla siebie. Firmy przewozowe dwoją się i troją, by zabrać i zadowolić wszystkich pasażerów.
Valparaiso to swego rodzaju latynoskie “muzeum pod gołym niebem”. Obok gospodarczych walorów i nadmorskiego położenia, to właśnie wielkie murale i malowidła ścienne przyciągają większość podróżników. Te są niemal wszędzie, od małych wejść do domów i sklepów, po wielkie ściany budynków, nawet te trudno dostępne.
To wielka galeria sztuki przedstawiająca praktycznie wszystko, co się da, którą można zwiedzać całą dobę i która zmienia się co chwila dzięki lokalnej bohemie artystycznej. Nie ma dnia, aby nie pojawił się nowy obraz ścienny.
Miasto dzięki temu wygląda jak puzzle z kolorowych domków. Barwy są jaskrawe, pełne słonecznej energii. Prosty i efektowny pomysł, by tchnąć życie w zdegradowane uliczki. Paradoksalnie, nowy i niepomalowany budynek wprowadza dziwny dysonans, wśród kolorowych wymalowanych sąsiadów.
Jak kolorowe są ściany budynków Valparaiso, tak bogata i kolorowa jest historia tego miasta. Po odzyskaniu przez Chile niepodległości w 1818 r. Valparaiso, dzięki swojemu położeniu, stało się głównym portem dla statków okrążających przylądek Horn. Po otwarciu Kanału Panamskiego w 1914 roku, łączącego oceany Spokojny i Atlantycki, sytuacja się zmieniła. Znaczenie Valparaiso jako portu zmalało, jednak obecnie jest nadal największym portowym miastem na zachodnim wybrzeżu Ameryki Południowej. Miasto często doświadczało tragicznych wydarzeń. Do dziś niewiele kolonialnych budowli przetrwało liczne najazdy piratów, groźne burze, ogień i wielokrotne niszczenie przez trzęsienia ziemi często występujące w tym rejonie.
Osiedlająca się ludność budując domy niemal przylepione do otaczających zatokę wzgórz, starała się przeciwstawić trzęsieniom ziemi, tworząc budowle o najdziwniejszych konstrukcjach. Na niektóre ze wzgórz można się dostać specjalnymi kolejkami ascensores. Prawdziwa przygoda, szczególnie, gdy trafi się na trzeszczącą i sprawiającą wrażenie, że to jeden z ostatnich jej, a przy okazji i naszych, kursów. Są one jednak elementem lokalnego kolorytu niczym żółte taksówki w Nowym Yorku czy tramwaje w Lizbonie.
Wzgórza Valparaiso pokrywa istny labirynt małych uliczek, niezliczonych schodów, krętych przejść i ślepych zaułków. Trzeba się tu urodzić, by bezbłędnie znaleźć drogę. Ruch uliczny przytłacza na równi z upałem. Zacne trolejbusy, stare busy i busiki zatrzymywane machnięciem ręki, kolebią się powoli wśród ulicznych sprzedawców i maszerujących we wszystkie strony mieszkańców. Ruchliwe centrum Valparaiso może przytłoczyć, podobnie jak zatłoczony jest jego port i plaża gęsta od opalonych ciał w sąsiednim Vina dal Mar.
Polecamy: Sztuka uliczna w malezyjskim George Town
Typowe dla całej Ameryki Południowej jest to, że na każdym kroku można spotkać psy. Pojedynczo, w parach czy większych grupkach. Te chilijskie nieco jakby śnięte letnim upałem. I chyba tylko tutaj można spotkać wystawione dla nich budy. Z oknami, szybkami i nieraz kwiatkami w doniczkach wokół nich. Zupełnie tak, jakby psom w Valparaiso udzielała się twórcza atmosfera miasta i dzięki temu miały dar postrzegania estetyki otoczenia. Może tu się takie rodzą?
Komentarze: Bądź pierwsza/y